Wierzę w Polskę dopóty, dopóki są w niej analfabeci.
R. Dmowski, Kościół, Naród, Państwo 1923
Poznań, może Frankfurt, trzynasta dwadzieścia.
Dlaczego zabrakło płynu w ostatnim wagonie.
Czarny, zostaw kieszeń, oddaj portfel tej kobiecie,
może ma tylko dychę na kwiaty dla córki.
Dziś Marii i Magdaleny i jakieś święto kościelne.
Radio w poczekalni brzęczy, menele wiją się
w gazetach. Tombak, ikony, złoto na palcach,
kura po turecku, szybka laska w toalecie. Kurwa,
życie mnie piecze; kawa z termosu buja
sercem.
Jest pora. Wejdziemy na wiadukt, potniemy
pisma z sądu, wezwania do zapłaty
alimentów. Jesteśmy wielcy, niepiśmienni,
namaszczeni. Daleko stąd do Ottawy,
do Cambridge bliżej - mniej więcej.
Mój brat w Essen okrada ołtarze, segreguje śmieci,
w nocy myje schody, wyciera głową chodnik.
Wsiadaj, oddychaj, bóg jest z nami. W busie
znieczulimy przyrodzone lęki.
Dodane przez Bielan
dnia 10.02.2011 21:22 ˇ
14 Komentarzy ·
802 Czytań ·
|