|                         Już bardzo dawno temu, w ostatni dzień roku, dwaj Rosjanie nad jeziorem pytali: kak papast' na wtaroj bierieg?. Pa l'du,
 powiedziałam. Ale czy pod wodą można płakać?
 N. Wiedemann
 
 
 
 Najpierw zniknęły malunki z płotów, potem farbki w bibułkę- jak one
 same, myk, myk. Potem ulice, chodniki, ten pan, który zawsze grał
 na akordeonie za rogiem. Nie znikło wszystko, tak jak powiedziano.
 Pozostali jeszcze ludzie, czyli każdy cel po trochu i linienie skóry.
 Z początku nie łatwe się to wydawało, ale aż do skutku: fotografując
 chwytasz w kadrze słupy elektryczne, malując pejzaż, zapominasz
 o nich. Mało kto o tym wszystkim spamięta. Nawet kurhan ziemi już
 dawno zrównał się z gruntem, pnie przy alejce, jak deszcze zmywające
 ostatnie odloty ptaków. Skąd miałaś wiedzieć, że ta data nie jest
 przypisana właśnie do tego wiersza? Kartek z Biblii się nie wyrywa,
 one nie pomogą rozpalić szybciej - zakończyłaś. W krótkim czasie
 pomiędzy tymi kilkoma strunami częstotliwości łamania kości, progów,
 ich bólu, łokci i rys na czole. Zwykłe przewijania, suszenie, załamań
 współczynniki.
 
 Przecież to wszystko po to, by deszcz. A mógłbyś choć tak.
 Stanąć, żeby słońce świeciło ci prosto w oczy.
 
 
Dodane przez Łukasz Nycz 
dnia 22.09.2010 13:22 ˇ
15 Komentarzy ·
1004 Czytań ·
   |