|
Nawigacja |
|
|
Wątki na Forum |
|
|
Ostatnio dodane Wiersze |
|
|
|
Wiersz - tytuł: nie-wiersz o miśnieńskiej filiżance z elmshorn |
|
|
winter lubi filiżanki
maria, córka siemiona i olgi, z domu sołowiow, rocznik 1922, rosjanka z urodzenia, polka z wyboru,
europejka z serca; kruczoczarne włosy, mądre oczy o tęczówkach w kolorze pogodnego nieba i,
pojawiające się w uśmiechu, dołki w policzkach; zmarszczka od zawsze przecinająca dumne czoło;
zmarszczka rżnięta w częściach historią czterech narodów
część ukraińska, bo urodziła się na sowieckiej zachodniej ukrainie w mieście, z którego odleciał pułkownik
wołodyjowski; w 1933 roku, w hołodomorze, takie ładne słowo, jednak nie myl go z chłodem i morzem,
spuchła na śmierć babcia olga, wdowa po siemionie, wdowa nader rewolucyjna;
dowiedziałem się dawno temu, co to jest głód; przy suto zastawionym stole imieninowym, u sąsiada, w latach
sześćdziesiątych, toczyły się nocne polaków rozmowy; wszyscy byli zgodni co do tego, że komuniści chcą
zagłodzić naród; wszyscy, z wyjątkiem tej mojej głupiej mamy; wyprostowała się, rozejrzała po obecnych i,
nie podnosząc głosu, wyrzygała ten jeden raz swoją wiedzę: głód jest wtedy, kiedy ludzie jedzą ludzi; skąd
do siwiejącej głowy takie dyrdymały przyszły; tylko apetyt biesiadnikom odebrała; wątróbka z cebulką była, ha;
część rosyjska, ważna i nieważna, bo co znaczyło być jedną z wielu przedstawicielek wielkiego narodu;
jaki naród rosyjski, skoro homo był już dość sovieticus; przecież siemion, jeden z budowniczych kanału
białomorskiego, nie mógł być prawdziwym rosjaninem, on, carski urzędnik, resocjalizowany pracą wróg ludu;
iwan, starszy brat mojej mamy, też z rosyjskością wspólnego za wiele mieć nie zdążył, dał się w try miga
zastrzelić jako krasnoarmiejec w wojnie, jak to ruskie mówią, ojczyźnianej, wielkiej; dlaczego wielkiej, pewnie
dlatego, że człowiek wielki, wielki nauczyciel, wielki językoznawca nią kierował;
rosyjskość polegała była jeszcze na nierosyjskim wpisie w arbeitsbuchu; w rubryce nationalität stało jak wół,
wykaligrafowane dłonią urzędnika rzeszy słowo russe, jakby mama była facetem; przecież wąsów nie miała,
ale za to piersi miała, apetyczne, wiem to, w końcu je ssałem; i dowiedział się o tym później rak, który ich
nie ssał, ale po prostu zżarł;
ta rosyjskość musiała być czymś obmierzłym, odrażającym, skoro i ja przez parę lat dzieciństwa słyszałem
za sobą okrzyki ty rusku pieruński i od dobrych koleżków, i od bogobojnych sąsiadów; a przecież paciorki
klepałem jak inni i przeżegnać się nawet umiałem, nie po kacapsku; wina matki idzie w syna, tak kiedyś
w śmiesznej weselnej komedii czytałem; u słowackiego?
paskudny być musiał ten wschodni miazmat, skoro światły ksiądz na kujawskiej wiosce, położonej między
jakże polskimi płowcami i nieszawą, zaklął szpetnie na bluźnierczy pomysł ochrzczenia mojej siostry
pogańskim imieniem olga, po babci rewolucjonistce; ojciec napity być musiał, że śmiał... ale głos boga z ust
księdza otrzeźwił go chyba; lesławą moja siostra została, do końca życia;
lepsze imię, którego nie ma, niż takie wraże, krzyczące obcością; świętą patronkę wyszukał dobrodziej,
ażeby mogła się siostra do kogoś modlić; profetą okazał się pleban z tą świętą,, miała się siostra o co później
modlić, oj miała; bezskutecznie zresztą,; ale co tam, adres był znany, tylko listy nie dochodziły, może na urlop
pojechała święta brygida, a może czytać nie umiała;
tylko głupek wiejski przyjął, z otwartymi ramionami i ze łzami w oczach, obcą synową, dla niego odmieńcem
nie była; on, człowiek doświadczony, wzięty w sołdaty weteran wojny rosyjsko-japońskiej, uczestnik bitew,
umiał się porozumieć; nawet chłopa w pięć lat służby wyuczyć można języka; oj, dziwak to był, wyzwolicieli-
okupantów sowieckich chlebem i solą witał, na czisto ruskom jazykie; wzruszeni płakali, po rękach całowali,
batiuszka do niego mówili, swołocz podstępna; umarł w 1947 roku, musi agentem był, gru-chą;
rosyjkość niekiedy z polskości kpiła, nie dawała się wyprzeć, uparta była, przebiegła; raz natknąłem się dziwne
słowo chrestomatia, do słownika kopalińskiego nie zerknąłem z lenistwa, mając pod ręką słownik wielojęzyczny,
żywy; zapytałem, zastanowiła się chwilę i wypaliła: matka chrystusa; nie uwierzyłem, sprawdziłem; tak bardzo
chciała myśleć po polsku, moja mama;
część niemiecka, dość ważna, najkrótsza, tylko cztery lata życia w dobrostanie, w centrum zachodniej kultury,
w klimacie zdrowym, nadmorskim; i tylko kilka dni jazdy koleją komfortową, transgermańską; w grudniu 1941
albo zima surowa była, choć ani nie napoleońska, ani vonpaulusowa jeszcze, albo jaczejka komsomolska
słabowato wyposażała swoich członków w odzież turystyczną, bo przewiało mamę i przemroziło niemożebnie;
hamburg okazał się kurortem przywracającym zdrowie; drobne formalności w arbeitsamcie i hulaj dusza,
robota czekała; nie tak jak teraz, dla gestarbeiterów; nie, nie w metropolii, w jakimś dorfie, koło
elmshorn, 30 kilometrów od hamburga; mama głośno śmiała się po niemiecku, jako że opanowała ten
język do perfekcji, jeszcze u sowietów; nauczycielką była przecież;
fart miała rzadki, do ludzkich niemców trafiła; herr mueller, wolfgang zresztą, jakież to piękne imię, w gangu nie
działał, na wilki nie polował, ale kiedy usłyszał o ekscesach clowna von stauffenberga w wolfschanze in masurien,
opodal heilligelinde, to najpierw przez dni pięć w piwnicy się ukrywał, a później w laubie gartenowej mieszkał;
suponował, że wilki wszystkie na haki rzeźnickie ze strunami trafią, wiolinowymi, odarte ze skóry, lub teutońskim
toporem ogłowione alias zdekapitowane;
to był zły niemiec, jego żona, edith-nie-stein, też dobrą niemką nie była, kryptoantyfaszystami byli, z krypty
wychodzić nie chcieli, mama im gotyckie książki czytała; polubili ją bardzo i żałowali, że ich georg tak prędko
mit gott odszedł z niegościnnej ziemi, tej ruskiej; może by z mamą schedę po nich objął; marie bardzo im
odpowiadała, choć służącą tylko była i fartuszki krochmalone nosiła, z wdziękiem; nie lubili jednakoż, jak
z serbami, polakami i francuzami rozmawiała;
mieli rację, bo na odwrocie sepiowej fotografii takiemu polakowi jednemu napisała: pomni, szto jest' sierce,
katoroje l'ubit t'ebia; gdzieś tyfus podłapała, ale nawet wyżyła i odpryskowe naloty na hamburg przetrwała;
widać dobra angielska bomba chyba wiedziała, że w domu państa muellerów wybuchnąć jej nie wypada,
bo dach tylko przebiła, by później, ku zgrozie gospodarzy, wyniesioną zostać z domu przez zaradną marie;
skłonną do brawury albo szaloną;
nie kryli łez ci źli niemcy, gdy w jeden z majowych dni 1945 roku opuszczała ich dom; ze swoim polakiem,
tym od sepiowej fotografii; do obozu dla dipisów poszła; herr mueller był nawet jej ojcem chrzestnym,
bo przed ślubem z katolikiem ponownie ochrzcić się musiała; stary, cerkiewny obrzęd nieważny się okazał
dla kapelana duszpasterswa ordynariatu polowego wojska polskiego na zachodzie; w wianie dostała
mama suknię ślubną od frau edith, a od obojga muellerów- porcelanową filiżankę do kawy, ze spodkiem,
w różowe kwiatki; to była miśnieńska filiżanka z elmshorn; niewiele więcej mieli, choć mieli służącą;
ślub miała maria iście internacjonalistczny: mąż polak, świadkowie, ukrainka i serb, a w tle źli niemcy
mit kornblumen; koniec niemieckiej wycieczki przypadł na kwiecień 1946 roku; nie okazała się mama
patriotką, do kraju przodków wracać nie chciała; wiedziała już, że najbliższa stacja dla jej pociągu leżała
daleko , hen za uralem; w szczecinie przed funkcjonariuszami państwowego urzędu repatriacyjnego
stawiła się jako najprawdziwsza rodowodowa polka ;
dobremu enkawudziście w czapce z czerwonym otokiem, nadzorującemu pracę organu i odzyskującemu
zbłąkane radzieckie owieczki, na zadawane pytania odpowiadała ich weiss nicht, a on kiwał głową
ze zrozumieniem; z szacunku dla ojców swojej humanitarnej organizacji, dzierżyńskiego feliksa i mienżyńskiego
wiaczesława, cwanych polaczków z krwi i kości, skutecznie eksterminujących całe sowieckie narody w imię
zadośćuczynienia za antycypowne polskie krzywdy, i katyń, nie śmiał kwestionowac polskości marii;
część polska, najważniejsza i najdłuższa, jest tu niebywale krótka; co dla zahartowanej komsomołki
znaczył głód, tułaczka, poniewierka, utrata tożsamości; tyle co nic przecież; prawdziwym wyzwaniem
dla coraz głębszej, coraz szerszej zmarszczki stało się wychowanie i naprowadzenie na prostą drogę
synka kochanego jedynego, którego opowieść właśnie poznałeś - w dniu jej imienin, 15 sierpnia;
die assumptionis beatae mariae virginis in coelum, wniebowzięcia najświętszej marii panny, królowej
polski; módl się za nami grzesznymi;
Dodane przez wiese
dnia 15.08.2010 04:52 ˇ
53 Komentarzy ·
1949 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
dnia 15.08.2010 05:04
to jest tekst dla dla ambitnych, z zacięciem i samozaparciem;
taki żart primaaprilisowy; powodzenia :) :) |
dnia 15.08.2010 05:56
Ja ten tekst znam prawie na pamięć.
Czytałam go już tyle razy i mówiłam
jak wzruszył, poruszył. ile tu
sarkazmu, niezgody, emocji - choć
pisany niby stonowanym piórem.
raz natknąłem się na dziwne
słowo - miłość do słów od zawsze?
Szacun wiese, raz jeszcze.
Pomodlę się za Twoją Marię
- czasami potrafię.
p.s.
lepiej się czytało przy zapisie blokowym
/łamanie na wysokości nazwiska/ |
dnia 15.08.2010 06:27
wiese .Twoją poetycka opowieść - spowiedż przeczytałem jednym tchem. Ukłon przed Toba i szacunek za Taką Matkę. Matkę przez wielkie M. Budu molitsia.za pamin Jej duszi.
Nie mam słów. I ta miśnieńska filiżanka będąca emanacja kruchości ludzkich losów.trawestacja znanego wiersza Miłosza Kurort Hamburg ...Boże.
Wiese! Chylę raz jeszcze czoła. |
dnia 15.08.2010 07:32
Byłby dobry wstęp do powieści, a poezja? Mówią, że życie to poezja, a tu kawał życia.
Z zainteresowaniem i z zamyśleniem.
pozdrawiam |
dnia 15.08.2010 07:43
W innych okolicznościach wysłuchałam nie mniej uważnie, niż dzisiaj przeczytałam,
wciąga, ciekawie i refleksyjnie,
pozdrawiam |
dnia 15.08.2010 07:56
i jeszcze- wyrazy uznania od Joli New.. |
dnia 15.08.2010 08:01
Twoja opowiesc wiese to wiecej niz zwykla opowiesc, bo to o MATCE, Twojej matce. Czyta sie z zaduma, a po przeczytaniu milczy sie.
Lubie filizanki, kolekcjonowalam je kiedys, jeden tylko Bog wie, jakie one maja historie. Patrze na nie po przeczytaniu Twojej opowiesci innym juz okiem.
Dziekuje! |
dnia 15.08.2010 08:13
Wiesz ,może i nie wiersz..Nieważny gatunek, jakaś klasyfikacja...Porusza,bardzo . Człowiek, taki kruchy, ale póki pamięć o nim - wieczny.
Serdeczności |
dnia 15.08.2010 08:42
zmiana 1. imienia Clausa Philippa Marii Schenka Grafa
von Stauffenberga nie jest przypadkowa, choć nie stanowi oceny;
przed plutonem wykrzyczał: "Es lebe das heilige Deutschland!r1;
stąd i przywołanie Heiligelinde, Świętej Lipki, niecelowo zapisane
z błędem; |
dnia 15.08.2010 08:45
Wiese, piękna, po mistrzowsku napisana opowieść poetycka. Czyta się na bezdechu, czyta się i wraca, jest do czego. Wspaniały "pomnik" dla Matki.
Bądź pozdrowion, Idzi |
dnia 15.08.2010 09:10
bardzo na tak...
Pozdro |
dnia 15.08.2010 10:35
Chapeau bas! |
dnia 15.08.2010 10:55
tak samo jak Jotek przeczytałam jednym tchem. Ładnie opowiedziałeś historię swojej rodziny, chociaż myślę, że jest dużo więcej do opowiedzenia
pozdrawiam :) |
dnia 15.08.2010 10:58
Kawał dobrego tekstu.
Pozdrawiam |
dnia 15.08.2010 11:19
Znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze wojny to jedno, a umieć znaleźć się w obliczu tej sytuacji, to zupełnie co innego; to heroizm. Utwór poruszył. Pozdrawiam |
dnia 15.08.2010 11:42
Chyba bede tu czesciej wracac wiese, czuje sie po czesci zaszczycona a po czesci zaklopotana, pewnie moj wiersz, ktorego fragment pozwole sobie tu zacytowac, sprawil to, ze wspominasz na wstepie o mnie, jeszcze raz dziekuje!
"Filiżanka babci na stole z granitu,
przypomina mi cieplo dawnych jasnych dni,
smutek serca i smutek w filizanki dotyku,
ogrzewam sie wspomnieniem tych minionych chwil" |
dnia 15.08.2010 11:57
bo trzeba takie teksty pisać , w takim stylu, bez patosu, wprost. Z wyrazami szacunku, A |
dnia 15.08.2010 13:53
Kłaniam Ci się bardzo nisko, wiese. Irga |
dnia 15.08.2010 14:25
winter
tak, Twoja filżanka nakazała mi coś napisać,
coś, co było rozproszone jako luźne myśli;
oczywiście ona nie stanowi spoiwa, ale jest
ważna, choćby dlatego, że była istotnym
artefaktem; dziękuję Ci i za słowa, i za inspirację; |
dnia 15.08.2010 15:17
maria, moja matka, jest tutaj wyłącznie tłem, ona sama nie jest
istotna; posłużyła mi jako płaszczyzna, jako ostęp do oznaczenia
fladrami, mazerami, których postawiłem wiele, choć nie był to opis
polowania; dla mnie jest ona symbolem uwikłania i walki o miejsce
w złożonym tu i teraz; gry, gdzie karty rozdaje ślepy los;
JagodA
bez Twojej zachęty nie wkleiłbym tego na PP, tekst odbiega raczej
od preferowanych standardów;
Jotek
wdzięczny Ci jestem za emocje, które tak otwarcie wyraziłeś;
Fart
powieści nie napiszę, nie umiem; dziękuję Ci za zamyślenie
i ciepłe przyjecie słów, to dla mnie ważne, z czysto ludzkiego
a nie artystowskiego punktu widzenia;
bols
słyszałaś to wczoraj, razem z Jolą, ukłon dla niej, czytane
przy piwie, łamiącym się głosem, pod ratuszem we Wrocławiu,
gdzie takich marii, śląskich, polskich. czeskich, niemieckich,
żydowskich i jak widać widać, rosyjskicj, było wiele; miejmy tę
świadomość, dzięki;
Bogdan
wiem nie od dzisiaj, ze jestem starym-młodym wrażliwcem,
dziękuje za empatię;
Idzi
ładnie wyraziłeś swój odbiór, druhu, tak, jest to memento,
mówiące o konieczności spoglądania na świat przez pryzmat
historii, nawet tak indywidualnych; ale pomników stawiać nie
wolno, to tylko spiż lub kamienie; moja matka brzydziłe się patosem, rzygała na fałsz, kurna, mam to po niej, stygmat; dzięki
Arti, Monia
na Was cieszę się szczególnie, z racji Waszego wieku, chociaż
pewnie nie wszystkie fladry dostrzegliście, to jednak wzruszyła mnie Wasza wrażliwość; być może na los, być może na słowa; dzięki
gammel grise
powiem dzisiaj matce, na cmentarzu, że Poeta zdjął kapelusz,
trochę dla mnie, ale przede wszystkim dla niej; dzięki
Wojtek
tworzywo było wdzięczne, takie czytelne; a Twoje słowa są
dla mnie niezmiennie ważne; dzięki
Papirus
jak czytam Twoje wiersze o drodze, o mentalnej wędrówce
po meandrach, w labiryncie, o poszukiwaniu; to przed oczyma
mam ją; jakże ona mało wyborów mogła dokonać; dzięki
Abba
bardzo się ciesze, że to powiedziałaś; pisać, recytować, śpiewać,
mówić, agitować bez patosu, po ludzku, bez koturnów i bez
zimnych majestatycznych marmurów; i nie pod udręczonym
jazgotem krzyżem; dzięki, abbo von Pless;
Irga
Ty się nie kłaniaj, damy się nie kłaniają, damy tylko
wyciągają wnioski, czytają fladry; i są; oby zawsze
tak ciepłe jak Ty; dzięki |
dnia 15.08.2010 15:21
wiese, to ja jeszcze raz TOBIE dziekuje, za pamiec i za ten piekny tekst, ktory stworzyles, ta opowiesc zyla juz wczesniej w Twoim sercu i powstalby takze bez mojej filizanki, moze troche pozniej, ale na pewno stalaby sie slowem |
dnia 15.08.2010 15:23
A kiedy będzie ciąg dalszy? Też poczytam, :)) |
dnia 15.08.2010 15:59
ufffff!!!!!To jest poezja?????? Matko Boska Częstochowska!Widzisz i nie grzmisz????!!!! Proza może i tak!!! |
dnia 15.08.2010 16:16
Kasiameg - Autor zaznaczył, nie-wiersz. Niech będzie proza poetycka, to najmniej ważne, treść jest ważna, a ta jest ponad formami. Jedynie wołanie Matko Boska Częstochowska na miejscu, w kontekście dzisiejszego święta. |
dnia 15.08.2010 16:17
wiese
jeśli
jest w tym choć odrobinę mojej zasługi...
wzruszyłam się. naprawdę.
odniosę się jeszcze do tego co napisałeś
o Marii będącej tłem
jeśli studiowałeś historię - to zapewne tak jest/może być
jeśli nie
to właśnie Ona wskazła Ci daty, fakty,
na które masz zwrócić większą/szczególną uwagę.
Tak czy inaczej, dla mnie jest to nie-wiersz o niezwykłej
Marii
Siła matki idzie w syna, pamietaj! :)
Ukłoń się Marii ode mnie, jak dzisiaj u Niej będziesz. |
dnia 15.08.2010 16:19
el-rosa
ujmuje mnie Twoja kobieca ciekawość,
chciałbym Ci odpowiedzieć, z szacunku;
ale... to nie jest takie proste; poza tym
remake i sequel z istoty
rzeczy bywają wtórne, nieciekawe; ale może
kiedyś ? coś ? dziękuję Ci bardzo;
JagodA, Jotek
wybaczcie, wam nie powiedziałem dziękuję;
niby nic, ale... a zatem : dzięki;
Kasiameg
tak się ucieszyłem, że do pięciu zliczyć umiesz,
nawet wyraziłem nadzieję, że i 11 jest osiągalne;
a Ty, dziecię, czytać nie potrafisz? to żart? czarny?
tytuł: nie-wiersz o miśnieńskiej filiżance z elmshorn
a za Matkę B.-Cz. to pewnie w piekle będziesz się smażyć;
toż Ty nawet drugiej dyrektywy dekalogu nie znasz?
buźka |
dnia 15.08.2010 16:23
Witaj!Wiesz nie wiem jakie tu są zasady, ale nie mogę wyjść z podziwu! Bo ktoś się za mnie podszywa???? ten ostatni komentarz to nie mój???Zauważ, że ja jestem kobietą!!!! |
dnia 15.08.2010 16:58
Wiese nie dziękuj mi, to ja Ci bardzo ,bardzo dziękuję. Za ten niezwykły nie-wiersz o miśnieńskiej filiżance z elmshorn -wierz mi , to coś co nadało temu Portalowi splendor.Takiego Tekstu nie da się nie zauważyć, przejść obojętnie. Gammel grise ma rację -Chapeau bas !!! |
dnia 15.08.2010 17:14
Kasiameg
wybacz, że z Ciebie żartowałem,
naprawdę masz lekki kłopot natury dyslektycznej?
ten wpis, o którym mówisz zawiera tylko Twój
wytłuszczony nick, bo jest do Ciebie adresowany;
autorem jest nick Bogdan Piątek, nie ukrywa się;
jeszcze raz Cię przepraszam, trzymaj się kobieto :)
buźka |
dnia 15.08.2010 17:18
Jotek
to ja już mówię : pas, lub passe, lub profesjonalnie,
jako stary karciarz: no bid
dzięki, Jotku |
dnia 15.08.2010 17:55
Jak Jotek:) |
dnia 15.08.2010 18:01
Czasem zdarza się, że na dobiegającym końca koncercie, kiedy już dyrygent odłoży batutę na pulpit, nie rozlegają się żadne brawa.
Trwa cisza. Jakiej chyba każdy muzyk pragnie. I wg mnie - tutaj nie ma możliwości, żeby taka cisza nie zapdła. |
dnia 15.08.2010 18:02
zapadła, przepraszam |
dnia 15.08.2010 18:39
sykomora
koncyliacja jest ulubionym azylem
smoków; a zatem znikam w bezgłośnym
azylu; dzięki |
dnia 15.08.2010 18:46
Dzisiaj na portalu właśnie Tobie poświęciłam najwięcej czasu:)))
I nie był to czas stracony. Pozdrawiam. |
dnia 15.08.2010 19:37
wiese - niezwykła jest ta Twoja opowieść, i sprawnie napisana. Czyta się rewelacyjnie. |
dnia 15.08.2010 20:18
wzruszył mnie los Twojej rodziny
ciepło pozdrawiam:) |
dnia 15.08.2010 21:22
Abell
cieszę się, że choć przez moment tak
pomyślałaś; dla różowych smoków
to jest ważne bardzo; wtedy wystawiają
wywichnięty pazur ze smoczej jamy; nie znasz tego wątku, prawda? dzięki
MajaM
łeee, a Jotek powiedział, ze mu się bardziej podoba;
fajnie Cię widzieć, MajuM, i czytać; dzięki |
dnia 15.08.2010 21:59
Jesteś niesamowity. Chylę czoła, jak Jarek i pozdrawiam :) |
dnia 16.08.2010 04:14
E.T.
jeśli uwierzę, że jestem niesamowity,
to stanę się niebezpieczny; przyjmijmy
zatem, że jestem zwykłym, różowym
smokiem niezmiennie; dzięki |
dnia 16.08.2010 08:46
wiese, napisałeś opowieść, którą warto było przeczytać :), pozdrawiam :). |
dnia 16.08.2010 09:51
cieszyłbym się, gdybyś
za moment, Kasiu, nie
uznała tego za czas stracony; dzięki |
dnia 16.08.2010 11:05
Witaj! To raczej nie jest wiersz ale piękna opowieść! Pozdrawiam Meg |
dnia 16.08.2010 12:33
no dobra, Kasiumeg,
znowu się cieszę,
buźka |
dnia 16.08.2010 12:58
wiese, poddaje się. "Kopiuj - wklej" i zabieram na wakacje, ale ukłon zostawiam. |
dnia 16.08.2010 14:51
bardzo ciekawa historia |
dnia 17.08.2010 03:46
Oxie
no przecież zahartowana jesteś jak stal;
czy w innym przypadku dałabyś radę
z małymi smokami? :) dzięki
kotkonia
miło mi, że Cię zainteresowała, dzięki |
dnia 19.08.2010 08:49
Zabieram do ulubionych:) Buziaki - |
dnia 19.08.2010 10:16
Znam parę bajek o smokach, ale o takich z wywiniętymi pazurami chyba nie słyszałam:) Pozdrawiam. |
dnia 20.08.2010 03:07
wiese
wyzwanie jak nic ;D
ale nie takim wyzwanim mowilo sie "siemka" ;DD
co wiecej...
ano, wszelkie slowo marne
z mojej strony
tyle
;> |
dnia 21.08.2010 06:59
Myślę, że nie jest łatwo napisać cokolwiek po przeczytaniu nazwijmy to w skrócie "filiżanki". Chylę czoła przed komentującymi. Bo dla tekstu to za mało; jak i autora. A do kolan nienawykłym. Zginam Wiese.
Rzadko mi się zdarza uporczywie wracać w te same miejsca. Tutaj tak. Czyta się jak małego księcia, jak bambusową klepsydrę, jak ...nie wiem co Wiese... Będzie się czytać. |
dnia 21.08.2010 12:47
(m)Alutka
tak to się zaczyna,
zabieram; to juz siem bojem :) dzięki
(m)Abell-ma belle
smoki możesz znaleźć w moim
słupku, niżej, spróbuj :) a nuż? dzięki :)
rodi
przecież ty rymowanki wolisz? dziękii :)
(m)Artemidionis
wzruszyłeś mnie; dzięki |
dnia 21.08.2010 20:15
no toś zabił ćwieka :) |
|
|
|
|
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
|
Pajacyk |
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Aktualności |
|
|
Użytkownicy |
|
|
Gości Online: 32
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanych Użytkowników: 6 439
Nieaktywowani Użytkownicy: 0
Najnowszy Użytkownik: chimi
|
|
|
|
|
|