poezja polska - serwis internetowy

STRONA GŁÓWNA ˇ REGULAMIN ˇ WIERSZE UŻYTKOWNIKÓW ˇ IMAK - MAGAZYN VIDEO ˇ AKTUALNOŚCI ˇ FORUMCzwartek, 21.11.2024
Nawigacja
STRONA GŁÓWNA

REGULAMIN
POLITYKA PRYWATNOŚCI

PARNAS - POECI - WIERSZE

WIERSZE UŻYTKOWNIKÓW

KORGO TV

YOUTUBE

WIERSZE /VIDEO/

PIOSENKA POETYCKA /VIDEO/

IMAK - MAGAZYN VIDEO

WOKÓŁ POEZJI /teksty/

WOKÓŁ POEZJI /VIDEO/

RECENZJE UŻYTKOWNIKÓW

KONKURSY 2008/10 (archiwum)

KONKURSY KWARTAŁU 2010 - 2012

-- KONKURS NA WIERSZ -- (IV kwartał 2012)

SUKCESY

GALERIA FOTO

AKTUALNOŚCI

FORUM

CZAT


LINKI

KONTAKT

Szukaj




Wątki na Forum
Najnowsze Wpisy
playlista- niezapomn...
Ksiądz Jan Twardowski
Bank wysokooprocento...
Co to jest poezja?
Proza poetycka
...PP
slam?
Poematy
"Na początku było sł...
Cytaty o literaturze
Ostatnio dodane Wiersze
Ona jest w górach
O kindersztubie*
Przedustawność
Ostatni seans przed ...
W godzinach dla seni...
Chciejstwo
ujrzane okiem nieuzb...
Samotność
Opowieść o dwóch mia...
Tylko słowo dwa
Grzegorz Kociuba - Obfitość niczego. O wierszach Macieja Meleckiego
Wiersz jest dociekaniem niezamierzonego.

John Cage


Manifestowanie swojego ja jest równie ważne, co jałowe.

Maciej Melecki



Maciej Melecki należy do tych autorów, którzy książki poetyckie publikują z regularnością dwu-, trzyletnią. Ta regularność jest znacząca, gdyż mówi niemało o literackiej strategii mikołowskiego poety. Wygląda na to, że dla autora Przesteru wiersz wciąż pozostaje podstawową formą wypowiedzi/notacji. On sam mówi:

Ja piszę cały czas, zamykam książkę, ona sobie leży jeszcze niewydana, a już piszę następną. Po czym przepisuję wiersze sprzed dwóch lat. One sobie leżą jak butelki z winem, po dwóch latach zaglądam do takiego wierszyka i mówię: dobra, sprawdził się, przepiszę go.[1]

Pisanie wierszy jest więc czynnością permanentną. Można powiedzieć, że w przypadku Meleckiego egzystencja podporządkowana jest pisaniu, gdyż to właśnie pisanie ją organizuje, to ono, w znaczący sposób, wyznacza jej codzienną marszrutę. Już choćby z tego powodu raczej chybione okazują się pomysły sytuowania tej twórczości w tradycji ekspresjonistycznej. Wiersz mikołowskiego poety nie jest wyrazem, erupcją, „wydzieliną” podmiotowego nastroju czy nastrojenia, ale raczej „metodycznie” realizowanym projektem, w którym punk wyjścia (tradycja, konwencja, język) jest dość precyzyjnie określony, natomiast punkt dojścia, o ile takowy istnieje, stanowi niewiadomą. Widać więc, że poezję Meleckiego trzeba sytuować w tradycji awangardowej, a ściślej, w tym wariancie polskiej powojennej awangardy, której, wciąż odkrywaną, PERSONĄ pozostaje Witold Wirpsza.

Zatrzymajmy się przez chwilę nad dwiema jakościami, która spokrewniają Meleckiego z Wirpszą. Stanisław Barańczak pisał ponad czterdzieści lat temu:

Twórczość Witolda Wirpszy – powiedzmy to na samym wstępie – jest jednym z najskrajniejszych przejawów tego odłamu literatury, który za jedyną swoją możliwość i jedyne właściwe zadanie uważa penetrowanie struktury, nie substancji świata. Literaturę taką interesuje nie tyle znaczenie poszczególnych przedmiotów, faktów, postaci, działań, ile znaczenie relacji, jakie się pomiędzy tymi elementami świata zawiązują; napięcia różnic i podobieństw, przyciągań i odpychań, obcości i wspólnoty – oto jej zasadniczy temat.[2]

A na następnej stronie dodawał:

I znaczący jest również sposób wypowiedzenia tych twierdzeń. Zdania składające się na poezję Wirpszy są bowiem – częściej chyba niż w jakiejkolwiek innej twórczości poetyckiej – zdaniami przynależnymi jak gdyby nie do utworu poetyckiego, lecz do eseju, traktatu, ba, naukowej rozprawy. Nie tylko przez słownictwo – abstrakcyjne, ścisłe, czerpiące bez zastrzeżeń z dziedzin, do których wstęp jest poezji tradycyjnie wzbroniony – i nie tylko dzięki charakterystycznej składni uczonego wywodu. Istotniejszy jest fakt, że zdania te są często wprost wypowiadanymi tezami, których nawet się nie stara przywdziać szata metafory, peryfrazy czy poetyckiego pseudonimu.[3]

To nie przypadek, że temat zostaje ściśle powiązany z językiem. Jeśli kogoś interesuje głównie struktura, a więc również reguła, schemat, zasada, model, ten odwoła się raczej do języka pojęciowego, abstrakcyjnego, gdyż to właśnie do jego domeny przynależą analiza i argumentacja. Melecki nie tylko, jak słusznie zauważa Alina Świeściak, z powodzeniem stosuje zasady podwójnego kodowania: ukonkretniania abstrakcji i abstrakcjonizowania konkretu[4], ale w najnowszych tomach często z konkretu rezygnuje albo przypisuje mu jedynie funkcję ilustracyjną; konkretny przejaw „światowości świata” pojawia się jako egzemplifikacja rozpoznanego prawa, zasady, reguły. Nic więc dziwnego, że w tej poezji rzeczom odebrano materialność. Zdarzające się od czasu do czasu (i „zdarzające się czasowi”) latarki, pocztowe znaczki, szkatułki, klisze, plansze, mapy, kotary czy pojedyncze domowe sprzęty udają, że są elementami jakiejś opowieści o dalekich przygodach, tymczasem zostają ze znaczenia zdysseminowane znoszącą ich podstawowe sensy semantyką.[5]

Również eseizacja wiersza wskazuje na Wirpszę. Wiersz Meleckiego przybiera często postać zrygoryzowanego dyskursu, intelektualnego wywodu, racjonalnej argumentacji. Szeroka fraza służy w tej poezji nie opowieści, lecz właśnie analizie i argumentacji. Nowa jakość, widoczna w Przesterze oraz w tomie Szereg zerwań, polega głównie na dynamizowaniu dyskursu poprzez operowanie paradoksem, kontrastem, sprzecznością, ale również na zderzaniu w obrębie jednego utworu języka metaforycznego z pojęciowym. Melecki coraz częściej wpuszcza do swego wiersza elementy nieobliczalne, nieprzewidywalne z punktu widzenia logiki dyskursu. To wszystko sprawia, że wiersze są bardziej zgiełkliwe, bardziej samozwrotne, samosprzeczne, dużo jest tam elementów wzajemnych, wykluczeń, przetasowań, zmian planów.[6] A przecież Melecki w momencie swojego debiutu klasyfikowany był jako poeta-realista, poruszający się w obszarze „doświadczenia zewnętrznego”, zapisywanego w postaci wierszy-notatek ilustrujących życie w przestrzeni miejskiej, w przaśnych dekoracjach przemysłowej ruiny, w boleśnie skończonej rzeczywistości tu i teraz.[7]

Jak więc doszło w tej poezji do załamania wiary w realność świata? Jakimi drogami ona podąża, skoro kwestionuje referencyjność i mimetyczność języka, opowiadając się raczej za ponowoczesnymi odmianami nominalizmu? I czy rzeczywiście radykalna propozycja Meleckiego jest aż tak anty-modernistyczna, jak usiłują przedstawiać ją niektóre krytyczki i niektórzy krytycy?

Zacznijmy od kwestii pierwszej, czyli statusu rzeczywistości. Nie jest tak, że Melecki, czy jak kto woli bohater liryczny jego poezji, dowiedział się o nierealności, mgławicowości, symulakryczności, znakowości, umowności świata od Bataille’a, Baudrillarda, Barthesa, Blanchota, de Mana, Derridy. U tych myślicieli znalazł raczej potwierdzenie doświadczeń, intuicji, rozpoznań i przemyśleń, które już w nim były, a które formułował na własny rachunek i we własnym języku. Oczywiście, nie w tym rzecz, by ignorować „trop francuski”, ale też nie wszystko da się nim wyjaśnić.

Już w pierwszych książkach Meleckiego pojawia się wyraźnie zaświadczone postrzeganie rzeczywistości jako pozoru (Najgorzej jest z tymi pozorami, które nigdy nie / mylą), od którego niepodobna się uwolnić. Rzeczywistość, poprzez nieustanną replikację, namnażanie się, repetycyjność zaczyna się odrealniać, stając się rodzajem mgły, mgławicy, „widmowego widzimisię”.

U Meleckiego powtarzalność świata wcale nie utwierdza jego znaczeń, ale właśnie wytrawia go z sensu. Kolejne wersje i warianty zdarzeń osłabiają ich znaczenie istotne, wzmacniają zaś inercję maszynerii zwanej światem. Bezwład jest przeznaczeniem nasyconego świata. (Baudrillard).

Melecki zdaje się być szczególnie wyczulony na „powtórzenie” jako sposób dziania się rzeczywistości. Kłopot w tym, że u niego powtórzenie osłabia znaczenie i sens świata, a nie pracuje nad ich wzmocnieniem.

Inną cechą przemieszczającą realność w sferę pozoru jest nadmiar rzeczywistości. Ilość zdarzeń, sytuacji, relacji, informacji sprawia, że realne staje się jakby nierealne. Tego nadmiaru nie potrafimy już ani ogarniać, ani sensownie interpretować. Niby świat jest na wyciagnięcie ręki, a jednak coraz trudniej go dosięgnąć, gdyż powielany, multiplikowany umyka nam na wszystkie strony. I tak oto istniejąc niby w świecie, zostajemy z niczym, egzystując na pozór wewnątrz świata, jesteśmy coraz bardziej wyalienowani. Rzeczywistość nadmiaru staje się więc rzeczywistością postępującego braku! Świat, który nie daje oparcia, nie stanowi punktu odniesienia dla naszego życia, nie pozwala zarazem żyć po ludzku, na ludzką miarę. Taki świat staje się dla nas groźny i zaczyna jawić się jako nicość (Dookolny / Nadmiar niczego. Mętlik pustki.).

Ale rzeczy tracą swą realność także dlatego, że zostają wciągnięte w sferę pan-konsumpcji i pan-medialności. Nieustannie pokazywane, „transmitowane na żywo” wirtualizują się, tracąc to, co Sartre nazywa ich „masywnością”. W cywilizacji i kulturze marketu rzeczy nie tyle „bytują”, co raczej są nieustannie pokazywane, nabywane, przemieszczane, a więc uczestniczą w grze. Rzeczy nie stabilizują już „rzeczy-wistości”, gdyż „-wistość”, a więc sposób jawienia się rzeczy, odbiera im ich realność. To wszystko sprawia, że nasza rzeczywistość jest już tylko grą „-wistości”, która odsyła wyłącznie do siebie, nie mając oparcia w żadnym zewnętrznym wobec niej bycie. To właśnie ta gra staje się powoli bytem, jedyną realnością, jaka istnieje. Właśnie to ma na myśli Melecki, gdy w odniesieniu do świata, rzeczywistości, używa określeń w rodzaju: „widma”, „zamglenia”, „powidoki”, „loteryjka humoru i przypadku”.

Nie lepiej wygląda kondycja współczesnego człowieka. Temu człowiekowi coraz trudniej uzasadnić własne istnienie; budować codzienny sens swej egzystencji oraz definiować jej cele. Jesteś i cię nie ma. Oto sedno, powiada podmiot w wierszu „Odwidziane”. Jak to rozumieć?

Wydaje się, że Melecki „badając” wierszem sytuację współczesnego sobie człowieka, odsłania zasadnicze pęknięcie, jakie przez niego przebiega. Polega ono z grubsza na opozycji pomiędzy tym, co akcydentalne, a tym, co istotowe. Mikołowski poeta zdaje się uważać, że dzisiejszy człowiek nie tyle „istnieje”, co raczej „przejawia się”. Jego egzystencja nie tyle osadzona jest na gruncie trwałych wartości i stylów bycia, ile raczej stanowi nieustanną reakcję na to wszystko, co dzieje się poza nią. Ta nadmierna podatność jednostki na mechanizmy i manipulacje świata sprawia, że nie ma ona w niczym oparcia. Nic więc dziwnego, że poeta często przedstawia takiego człowieka jako dryfujące nic, jako wymienialny element na powierzchni trwającego, po nic i do nikąd, świata. Dlaczego tak się dzieje?

Jedna z możliwych odpowiedzi brzmi tak. Zachodnia cywilizacja i kultura, redukując osobę do podmiotu czy jednostki, niwelują jej duchowość, a zarazem pozbawiają zakorzenień uniwersalnych i transcendentnych:

Osoba nie jest bowiem tożsama z indywiduum, z jednostką. Więcej, stanowi jej przeciwieństwo. Jednostka jest kategorią naturalistyczną, biologiczną. Osoba natomiast stanowi kategorię duchową, nienaturalistyczną. Przynależąc do planu ducha, tworzy się przez wdarcie się ducha w przyrodę i jej przezwyciężenie, pokonanie. Dlatego osoba nie istnieje bez pracy ducha nad cielesną i duchową stroną człowieka.[8]

Człowiek, godząc się na redukcję osoby do jednostki, powraca we własną zwierzęcość, stając się replikowalnym i wymienialnym elementem rozmaitych struktur. Zamknięty w powtarzającym się, monotonnym hic et nunc zatraca atrybuty własnej „jedyności”, wyjątkowości, a utrwala to, co czyni go „takim samym”, a więc podobnym w pragnieniach, sposobach myślenia, potrzebach, stylach życia do wielu innych osobników gatunku. Godząc się na „redukcję do doczesności” (ks. Grzegorz Strzelczyk) nie tylko zamazuje swoją twarz, ale wręcz z niej rezygnuje na rzecz rozmaitych masek, które zaczynają go określać i o nim stanowić. Nic więc dziwnego, że w końcu staje się nimi, a one nim.

Jeśli w wierszach Meleckiego współczesny człowiek zostaje porównany do „sprasowanych paczek trocin”, „włosa na ściekowej kratce”, istoty „odebranej sobie”, „latawca na uwięzi”, to semantyka tych porównań wskazuje z jednej strony na przygodność i nieistotność jednostki, z drugiej na jej nijakość i tandetność. Człowiek Zachodu właśnie taki status sobie zafundował, gdyż generuje i wzmacnia mechanizmy, które taką rolę mu wyznaczają.

W rzeczywistości przedstawionej wierszy Meleckiego jednym z najdotkliwszych braków jest deficyt sensu. Rzecz jednak w tym, że sensu nie ma skąd brać, gdyż istniejemy na „jałowej ziemi”, na gruncie, który jest bez-gruntem, w przestrzeniach i relacjach wypranych z entuzjazmu, empatii, dialogowości, rozmowy. Częsty w wierszach Meleckiego motyw dezorientacji wskazuje właśnie na erozję sensu, bez którego niepodobna nadać własnemu życiu konkretnego kierunku. Nic więc dziwnego, że poeta sięga po sytuacje spadania i ruchu po kole, by uchwycić doskwierające nam przypadłości istnienia:

Spadamy. Nie mając wyboru, nie mając miejsca, bez
Mapy, w samym środku lata, spadamy nie rozstając się
Z ziemią. W każdej chwili mrozi agregat pustki.

„Nickolwiek” z tomu Szereg zerwań


Spadanie rozgrywa się tu całkowicie w przestrzeni horyzontalnej. Jest to spadanie u-ziemione, przy-ziemne, któremu spadania wertykalne nawet nie przychodzą do głowy. Jeszcze u Różewicza spadanie wiązało jakoś „elementy wertykalne i horyzontalne”. U Meleckiego spadanie staje się raczej synonimem redukcji do horyzontalności, metonimią płaskości, przyziemności, ale też dezorientacji, bezkierunkowości.

Jeżeli w tej poezji pojawia się mapa to właściwie jest to anty-mapa, gdyż niepodobna kierując się nią, dotrzeć do określonego miejsca. Ta mapa unieważnia samą siebie, a czyniąc to, wskazuje na brak rzeczywistości, do której mogłaby odsyłać, której reprezentacją mogłaby być. Mapa nie wierzy już, że rzeczywistość można mapować, czyli tworzyć wiarygodny kartograficznie analogon realności. A nie wierzy dlatego, że załamała się koncepcja reprezentacji, na której każda mapa jest ufundowana. Mapa jest użyteczna jedynie w świecie reprezentacji, w rzeczywistości symulacji traci swą funkcjonalność! Może być oczywiście użyta inaczej, np. artystycznie (m.in. taką jej funkcję eksponuje Michele Houellebecq w Mapie i terytorium)[9], ale jest to jej funkcja wtórna. I ta wtórność wskazuje właśnie na nieprzystawalność „mapy” do „terytorium”.

Z kolei ruch kolisty świadczy o braku kierunku oraz całkowitej daremności i jałowości jakichkolwiek działań (Żadnego kierunku. Tylko brodzenie, wydeptywanie / Koła, wracanie w środek; Każdy turla się w beczce śmiesznego ryzyka.). U Meleckiego wszelki ruch wcześniej czy później odkrywa własną daremność, przekonuje się, że jest jałowym kręceniem się po nic i do nikąd. Poeta właśnie po to mnoży przykłady i przejawy takiego ruchu, by tym dobitniej uzmysławiać czytelnikowi, że zewnętrzne różnice wcale nie tworzą różnicy jakościowej, wręcz przeciwnie, raczej potwierdzają istnienie jednej i tej samej zasady. A zasadą, która dotyczy zarówno świata, jak i człowieka, jest bycie niegenerujące sensu, istnienie będące rutyną, inercją, jałowością, a nie zaangażowaniem i działaniem ustanawiającym coś trwałego. Krótko mówiąc, świat u Meleckiego to rzeczywistość wytrawiona z sensu, ba, wytrawiona z wszystkich możliwych sensów naraz i na wszystkie strony! Czyż taką rzeczywistość można akceptować, afirmować? Odpowiedź może być tylko jedna. Zaprzeczajmy już do / Końca, nie zostało nic innego. Przypomina się jeden z Aforyzmów z Zürau Franza Kafki, który brzmi: Zostaniemy obarczeni tym, co negatywne; to, co pozytywne, już nam zostało dane.[10]

Autor Przesteru nie byłby w stanie przekonująco artykułować „wszystkich odcieni daremności”, gdyby nie wypracował języka, który na to pozwala. Co to za język?

Krzysztof Siwczyk akcentuje dwie cechy tego języka: „radykalną dygresyjność” i „niekomunikowalność”. Rozumie przez te terminy zawieszenie postulatywności wiersza, zniesienie jarzma puenty, wreszcie porzucenie nadziei na wypowiedzenie w tekście jakiejś doraźnej prawdy na rzecz wielogłosu dużej ilości samo wykluczających się prawd. Ten moment lektury, kiedy czytelnik zupełnie zatraca się w gąszczu „wielosłowia”, którym przemawia do niego Nicość, jest faktycznie punktem, w którym można Meleckiego traktować jako poetę skrajnego zwątpienia. Jednak nie jest prawdą, że ta poezja nie ma do zaoferowania niczego poza własnym końcem. Oferta polega na przyjęciu iluzoryczności jako twardej przesłanki ontologicznej, na uznaniu przygodności życia, tak jak przygodny jest każdy akt zapisu.[11]

Dygresyjność sprawia, że semantyka wiersza Meleckiego podąża w różne strony. Wywołuje to u czytelnika poczucie niespójności, niezborności tekstu. Wygląda to tak, jakby zapraszało się nas do jakiejś opowieści/refleksji/artykulacji i zaraz przemieszczało to wszystko w inną przestrzeń i aurę. Wiersz przemawia wieloma głosami, lecz ta polifonia nie służy polisemii, wręcz odwrotnie, znaczenia nieustannie potykają się o siebie, zaprzeczają sobie, niwelują swoje sensy. Mamy poczucie, że wiersz nie tylko nie jest w stanie opowiedzieć czegoś koherentnego, ale zabezpieczyć na trwałe własnych wyznaczników spójności. Rozgrywa się jako nieustanne inicjowanie i kwestionowanie siebie.

Wiersz mikołowskiego poety nie tylko wątpi w referencyjność języka, ale także we własne istnienie, skoro zależy ono od czegoś tak przygodnego i kapryśnego jako akt pisania. Ten wiersz nie tylko wymyka się piszącemu, lecz także samemu sobie, raz po raz myląc i gubiąc tropy (Trop to mielizna). A przecież nie przestaje być wyrazistym i skutecznym narzędziem artykulacyjnym, co więcej, w Przesterze (2009) oraz Szeregu zerwań (2011) na wyrazistości i skuteczności wyraźnie zyskuje.

Wiersz Meleckiego, przyjmując postać „wielosłowia”, „gadaniny”, „logorei”, sporo zawdzięcza takim technikom narracyjnym jak strumień świadomości i zapis automatyczny. Różnica polega na tym, że w modernistycznych utworach, wykorzystujących takie techniki zapisu, zasadniczo nie kwestionowano funkcji referencyjnej. Wręcz przeciwnie, zostały one wprowadzone po to właśnie, by eksplorować obszary ludzkiej psychiki, duchowości, podświadomości nie dość dobrze poznane i opisane.

U Meleckiego jest inaczej. Tu na dobrą sprawę niewiele jest do odkrycia. Wiersz ledwie się zacznie, już powątpiewa w sens tego, co mówi i jak mówi. Pewnie, że pragnąłby zakotwiczyć w jakiejś formie wiary, pewności, kłopot tylko w tym, że dość szybko odsłania iluzoryczność wiar, przekonań, koncepcji, pewników. Skoro bowiem wszystkie wiary, przekonania, koncepcje, pewniki są „ludzkie, arcyludzkie”, muszą, z konieczności, zawierać ograniczenia przynależne samemu człowiekowi. Tak więc pisany/piszący siebie wiersz nieuchronnie „odkleja się” nie tylko od świata i autora, ale także od samego siebie. Przypomina Camusowskiego Syzyfa, który schodząc po kamień, uświadamia sobie absurdalność własnej sytuacji, ale zarazem wznosi się ponad swój los i po raz kolejny podejmuje wspinaczkę. Także, a może przede wszystkim wtedy, gdy nawiedza go jasna i nieodparta świadomość, iż owa wspinaczka jest, w pewnym sensie, zawsze niczym i po nic. W tym sensie poezja Meleckiego wydaje się przedsięwzięciem w najwyższym stopniu radykalnym. Po jej przeczytaniu, przeżyciu, przemyśleniu może pojawić się przekonanie, że człowiek i jego świat do tego stopnia są zużyte, iż powinny zostać wymyślone od nowa. Pytanie tylko, kto mógłby tego dokonać!

Trudno więc zgodzić się do końca z przekonaniem, że w wierszach Meleckiego „przesterowany” język, który jest pozakomunikacyjnym szumem, który balansuje na granicy braku i redundancji, to również język pozbawiony mocy sublimacyjnych, poznawczo i ekspresywnie pusty.[12]

Jeżeli nawet wiersze autora Szeregu zerwań jawią się jako struktura niekoherentna, komunikacyjny szum, wielosłowie i gadanina, nie oznacza to wcale, że są poznawczo i artykulacyjnie „puste”. Można nawet powiedzieć, że znaczą tym bardziej, z im większym nasileniem występują powyższe cechy. Bo też praktyka poetycka Meleckiego polega właśnie na tym, by pewne rozpoznania doprowadzać do skrajności, by poprzez ekstremum poznawcze i językowe uzmysławiać nam naszą sytuację podmiotową, zbiorową, językową. A jest to, powtórzmy raz jeszcze, sytuacja wyjałowienia: egzystencjalnego, poznawczego, aksjologicznego, językowego. I właśnie analogonem takiej sytuacji są wiersze autora Przesteru.

Dlatego też ponowoczesne czytanie tej poezji, interesujące i odkrywcze w kwestiach szczegółowych, okazuje się mało satysfakcjonujące, gdy idzie o rozstrzygnięcia ogólne. A to dlatego, że Melecki korzysta nie tylko z zaplecza ponowoczesnego, ale także modernistycznego. W tej poezji np. referencyjność nigdy nie została do końca odrzucona, bo poecie ciągle chodzi o kondycję świata i egzystencję w świecie. Nie da się tych wierszy zamknąć w laboratoriach lingwistycznych, ponowoczesnych, hermetycznych, bo tu ciągle „chodzi o życie”, tu wciąż toczy się walka o „znaczenie znaczącego”, także, a może głównie wtedy, gdy „znaczone” jest wątpliwe, niepewne, chwiejne, gdy jego istnienie podawane jest w wątpliwość na wszelkie możliwe sposoby.

Powiedzmy na koniec i to. Wiersze Macieja Meleckiego to jeden z najbardziej konsekwentnych i rozpoznawalnych projektów poetyckich ostatnich lat. Wyróżnia go skrajnie demaskatorskie podejście do rozmaitych wiar, przekonań, koncepcji, mód, ale także doraźnych i ułatwionych opisów oraz wartościowań, jakimi zwykliśmy posługiwać się w codziennej praktyce życiowej. Melecki zdaje się uważać, że, na dobrą sprawę, nie ma żadnych trwałych pewników intelektualnych i moralnych. Wszystko, co tworzymy, nosi w sobie nieusuwalny atrybut nietrwałości i przygodności, który próbujemy tuszować, używając pocieszeń religijnych, intelektualnych, moralnych, estetycznych, pragmatycznych. Skuteczność masek okazuje się jednak coraz mniejsza, gdyż coraz mocniej wyziera spod nich nasza nieuleczalna nagość i bezbronność.

Poezja mikołowskiego autora jest nade wszystko lekcją głębokiego sceptycyzmu. Wydaje mi się jednak, że ów sceptycyzm niekoniecznie musi prowadzić do melancholii i negatywizmu, bowiem ma on również siłę oczyszczającą i wzmacniającą.


Przypisy

[1] Oczy języka – z Maciejem Meleckim rozmawia Magdalena Kunz, „Arterie” 2011, nr 1, s. 11.
[2] S. Barańczak, Nieufni i zadufani, Wrocław 1971, s. 83.
[3] Tamże, s. 84.
[4] A. Świeściak, Lekcje nieobecności. Szkice o najnowszej poezji polskiej (2001-2010), Mikołów 2010, s. 186.
[5] Tamże, s. 185.
[6] Oczy języka…, Dz. cyt. s. 11.
[7] K. Siwczyk, Ulotne obiekty ataku, Mikołów 2010, s. 173.
[8] J. Krasicki, Po „śmierci Boga”. Eseje eschatologiczne, Kraków 2011, s. 152.
[9] Por. M. Houellebecq, Mapa i terytorium, przeł. B. Geppert, Warszawa 2011, s. 70, zwłaszcza akapit, który kończy zdanie: MAPA JEST BARDZIEJ INTERESUJĄCA OD TERYTORIUM.
[10] Por. F. Kafka, Aforyzmy z Zürau, opracował Roberto Callasso, przełożył Artur Szlosarek, Kraków 2007, s. 27.
[11] K. Siwczyk, Dz. cyt. s. 174.
[12] A. Świeściak, Dz. cyt. s. 186.



Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Pajacyk
[www.pajacyk.pl]
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Aktualności
Jubileusz
XII OKP im. Michała ...
OKP Festiwalu Litera...
VII OK Poezji dla Dz...
OKP "Środek Wyrazu" ...
XVIII Konkurs Litera...
REFLEKSY XVII Ogólno...
XXXIX OKL im. Mieczy...
Wyniki XLIV OKP "O L...
Informacja o blokadz...
Użytkownicy
Gości Online: 29
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanych Użytkowników: 6 439
Nieaktywowani Użytkownicy: 0
Najnowszy Użytkownik: chimi

nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za treść wpisów
dokonywanych przez gości i użytkowników serwisu

PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEŻONE

copyright © korgo sp. z o.o.
witryna jako całość i poszczególne jej fragmenty podlegają ochronie w myśl prawa autorskiego
wykorzystywanie bez zgody właściciela całości lub fragmentów serwisu jest zabronione
serwis powstał wg pomysłu Piotra Kontka i Leszka Kolczyńskiego

71758440 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion v6.01.7 © 2003-2005