|
Nawigacja |
|
|
Wątki na Forum |
|
|
Ostatnio dodane Wiersze |
|
|
|
Mariusz Kalandyk - "Stonka" - poetycki dziennik podróży antynaturalisty - recenzja tomu "Stonka i inne wiersze" Grzegorza Kociuby |
|
|
Ostatni tomik Grzegorza Kociuby pt. Stonka i inne wiersze niczego nie domyka. Wyprawa ciągle trwa, choć jest uwikłana w rozliczne aporie; ich opis zawdzięczamy starożytnym Zenonom i innym eleatom. Zbiór tarnobrzeżanina zdaje także relację z heraklitejskiego uwikłania w stany rzeczy budzące trwogę świadomości, która wie, że podróż jest umowna, cel ułudny, a wszystkie narzędzia wyznaczające trajektorie i kursy są kruche i niedokładne.
Jest w tych wierszach dojmująca tęsknota za formą, która da wyzwolenie z języka konwencji, nie niszcząc jednocześnie szans na porozumienie, stąd wielość ustawień lirycznych wierszy: od kilkuwersowego skrótu, do form wieloczęściowego poematu. Jest dialektyka ruchu i kontemplacji, tęsknota za spokojem i świadomość dzikiego tanu, są: leżenie i płynięcie, osuwanie się i implodowanie.
Kociuba jest antynaturalistą. Co to znaczy? Nie mniej niż to, że idzie w kierunku Kantowskiego racjonalizmu, gdzie świat jest tylko nieesencjonalną grą zmysłowych form rzucanych na ekran umysłu.
Czytamy:
jakbym na leśnej ścieżce nagle się zatrzymał (…)
albo jakbym o zmroku przed dom wiejski wyszedł (…)
może ty właśnie tak istniejesz dla mnie.
(„III”, s. 18)
O wszystkim decyduje tu małe słówko „jakby”. W istocie dekonstruuje ono to wszystko, co może stanowić bazę, fundament pod myślenie esencjalne. To ono sprawia, że „ten tu oto świat” – my także, Szanowni Państwo – stajemy się fantomem, ekspiacją świadomości, która wie, że czas i przestrzeń to kategorie szalenie umowne, podobnie zresztą jak i wszystkie inne, tak chętnie „derywowane” przez nienasycony ludzki umysł.
Niech nas nie tumani tytuł tomiku Kociuby. Jest on w swej istocie antynaturalistyczny. W „Stonce” możemy co prawda przeczytać:
sorry miażdżona stonko
ale tak się złożyło
że to właśnie mnie nakazano
czynić sobie ziemię poddaną
(„Stonka”, s. 9),
ale jest to wyznanie z trudem skrywające rozbawienie, chichot. Cała historyjka, dość narracyjnie rozbudowana, w ten sposób się puentuje. Ów oszukańczy naturalistyczny sztafaż może i wstrząsnąć niektórymi, ale dyskretny chichot nie pozwala na wstrząsanie się zbyt długie!
Kociuba odkrywa, że świat jest godzien chichotu; nie homeryckiego śmiechu, a uśmieszku politowania. No może czasem uśmiechu porozumienia. To prawda, wyprowadza ze składu poetyckich technik chwyty obiektywizujące opis, realistycznie komentujące sytuacje liryczne. Mają one jednak sygnatury w większości natury intertekstualnej, odwołują do hipotekstu, tworzą układ dialogiczny lub polemiczny. Widać to bardzo dobrze w wierszu „Spokój (chwilowo)”. Kociubowy hipertekst (rzeczony wiersz) budowany jest na tkance innego wiersza, w tym przypadku utworu Czesława Miłosza, w intencji polemicznej. „Prostując się, widziałem niebieskie morze i żagle” – czytamy u autora „Daru”. Kociuba pisze:
widziałem pryzmę gnoju
który już chyba od roku leżał
na pobliskiej działce.
(„Spokój (chwilowo)”, s. 7)
Mamy tu do czynienia z oczywistą konwencjonalizacją przekazu, rozmontowaniem narzędzi obrazowania realistycznego, bo – Kociuba to dobrze wie – tego rodzaju mimetyczne zabiegi więcej dziś mówią o bezradności artystycznej niż o biegłości wybranego języka. Wiersz ów jest ważny jeszcze z innego względu. Uruchamia kaskadę skojarzeń stricte literackich, które wspomnianą polemiczną intencję rozciągają na większy obszar niż hipotekst Miłosza.
Wspomniany obszar możemy zakreślać w różny sposób, np. począwszy, powiedzmy, od Staffa, a skończywszy na ambicjach literackich pokolenia dzisiejszych trzydziestolatków. Staff, pisząc swój słynny sonet o gnoju, wprowadzał na salony konwencji poetyckiej klasycyzmu „brudny” temat, by ją odświeżyć i sprowokować mieszczańskie gusta. Miłosz z kolei konwencjonalizuje opis na wzór renesansowych malarzy, którzy uwielbiali malować morskie pejzaże jako alegorie ludzkich tęsknot i świadectwo czystego zachwytu. „Dar” jest w opinii Zofii Zarębianki wierszem religijnym, pochwałą „ziemskiego ogrodu”, dowodem afirmacji istnienia w jego ulotnym i przemijającym pięknie. Kociuba dopuszcza się i tu deziluzji. Świat widziany na sposób Miłosza jest literacką konwencją, która w naszym wieku podejrzeń pokazuje swą – nie powiem: niewydolność – powiem: artystyczną daremność.
Nieco inaczej ma się rzecz z wierszem „Gaja”. Werystyczna scenka dotycząca pochówku kochanego psa, wzruszająca przecież i smutna, łuszczy się szybko emocjonalnie, gdy spojrzymy na wiersz przez pryzmat użytych poetyckich chwytów, a nie sentymentu. Gra słów (Gaja, ciało – w różnych kontekstach znaczeniowych) pokazuje rychło, że Kociubowe ratio jest i nie jest przejęte sytuacją; cierpi i bawi się, cierpiąc; na ból utraty reaguje zabawą wierszem:
(sypię ziemię
na ciało Gai
sypię ziemię
na własne ciało
które leży w czarnym worku)
grób
przywalamy gałęziami
żeby lisy
nie wydarły ciała
(„Gaja”, s. 12)
Bo cierpienie często „cierpi się” samo, obserwowane chłodnym okiem nienaturalisty. Nie jest mniejsze, dlaczego miałoby być? Jest za to tworzeniem jednorazowych konwencji i językowych ustawień, które muszą spełniać swoją funkcję, by można było mówić krytycznie o literackich strategiach tomu lub całości dotychczasowych wyborów.
Kociuba nie zmienił w ostatnim tomie głównych reguł poetyckich notacji, ale zaczął cieniować te sensy, które do tej pory stanowiły jeden z wielu składników jego gry w wiersz. Mam tu na myśli wejście w obszar intertekstualności i – osobno – budowanie znaczeń wykorzystujących ironię jako narzucający się modus operandi. Jest to specyficzny rodzaj ironii, nie dotyczy ani roszczeń gatunkowych, ani też samej językowej tkanki wiersza jako obszaru zakładanych dwuznaczności i semantycznych wybrzuszeń. Ironia Kociuby, a wiersze ostatnie są bardziej niż dotychczas stylistycznie szorstkie i tematycznie dosadne, bierze się z rozziewu. Hiatus dotyczy tu z jednej strony opisanej wyżej postawy intertekstualnej, która unaocznia umowność działań literackich, z drugiej zaś – ostentacyjnego biograficznego kontekstu. Pomiędzy tymi właśnie jakościami tworzą się pola specyficznych napięć, które budują nowe w tej poezji sensy, tworzą nowe obszary znaczeń.
Co wynika z owej konfrontacji? Efekt, który wolno nazwać postawą antynaturalistyczną. Wszystko, co dotyczy obrazowania realistycznego oraz konotacji naturalistycznych, rozumianych jako dominacja biologizmu, żywiołu determinującego najważniejsze nasze wybory, okazuje się tylko poręczną liryczną kliszą, konwencjonalnym chwytem stylistycznym. Kociubowy świat jest tylko projekcją; kulturową projekcją wyświetlaną na ekranie indywidualnej świadomości. Dodajmy – wyświetlaną uparcie w potęgującej się atmosferze klaustrofobii, zamknięcia. Czytamy w wierszu „Ciasnota”:
leżę w ciemności ciemność tego zdania
zaległa we mnie przed sobą mam tylko
drzwi za którymi jakaś inna ciemność
żywiąca się najpewniej tą swoją ciemnością
której nigdy nie poznam bo zbyt jest osobna
by jej współrzędne wykreślić i nazwać
do wszystkiego tak blisko lecz nic nie jest moje
przesuwa się przede mną na wielkim ekranie
który nie ma początku końca góry dołu
niezliczone ekrany są wewnątrz ekranu (…)
tak bym chciał wyjść przekroczyć zaczerpnąć powietrza
zostawić wszystkich siebie z którymi codziennie
od nowa negocjuję warunki wyprawy (…)
(„Ciasnota”, s. 31)
Opisywane na samym końcu książki wyprawy są u Kociuby poniekąd figurami niemożliwymi. Są jak strzała eleaty: w ciągłym ruchu, mimo że wciąż w tym samym punkcie. Ostatni tom wierszy zyskuje na zwartości, lecz tutejsze wiersze zapisują coraz częściej historię rezygnacji. Bohater liryczny to wędrowiec do krainy Nigdzie; cel podróży uległ czasoprzestrzennemu ugięciu tak, że trafił w samo sedno – świadomość tego, kto owe wiersze pisze.
Próbuję teraz zrozumieć sens następujących słów: „środek jest we mnie a centrum jest tam gdzie przebywam”. Którędy biegnie prosta przecinająca oba punkty? Czemu one nie są tożsame? Skąd tyle ekranów i wariantów na tej wypolerowanej przez rozum strzale?
Odpowiedzi oczywiście nie padną, bo paść nie mogą. Piszący te słowa pragnie tylko wspomnieć, że historie opowiadane przez Kociubę odsłaniają to wszystko, co jest jednocześnie piękną i odrażającą chorobą naszej międzyepoki: uwikłanie ludzkiego umysłu w sytuacje, które wolno nazwać implodowaniem sensów. Ich substancjalną zagładą.
Antynaturalizm jest twarzą naszej epoki; jest równocześnie jej subtelną maską i odrażająca larwą. W świecie postkultury, symulakrów, autotematyzmu wiersz nie może udawać, że tego nie wie. Musi to wiedzieć, by wskazywać pułapki, do których o własnych siłach dotarliśmy.
Bo antynaturalizm jest maszyną intelektualną dezintegrującą absolutnie wszystko: także resztki nastawień metafizycznych, które w słabiej uczęszczanych zakątkach naszego duchowego i kulturowego kosmicznego opłotka dożywają swoich dni. Coraz bardziej bezużyteczne i nieme.
Tom Stonka i inne wiersze wydaje się mówić także i o tym.
Grzegorz Kociuba, Stonka i inne wiersze, Tarnobrzeg 2011.
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
|
Pajacyk |
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Aktualności |
|
|
Użytkownicy |
|
|
Gości Online: 7
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanych Użytkowników: 6 439
Nieaktywowani Użytkownicy: 0
Najnowszy Użytkownik: chimi
|
|
|
|
|
|