Gdy czekałem aż wyjdziesz ze szkoły
Lubiłem patrzeć w mrowisko
W bezszmernie ciche, mrówcze mozoły
Skłębień rudawych igrzysko
I w tę harówkę w słońcu majowym
Zgrzanych robotnic bez imion
W aromat żywic, igieł sosnowych
Ciepłym powiewem wiatr spłynął
I wzmógł ożywczo pulsy rozdrgane
Zakipiało pracą za dwóch
Błahych trybików pozorny zamęt
Kopcem urósł. W oczach. Bez słów
Wtem srebrny dzwonek z białych konwalii
Wysypał szkolną czeredę
Jak małe owce z ludzkiej owczarni
Myszki gumowe wśród kredek
Szybko pierzchły w alejek odnogi
W zieleń listków wiosną młodych
Reżim w mrowisko powrócił srogi
Czas kończyć z igliwia schody
Tak w pocie czułek wyrósł megalit
Kosmos drobnych ukrzyżowań
By mrówcze dusze z piekieł ocalić
Jak to u mrówek... Bez słowa
A w międzyczasie jasność zabłysła
Ze szkoły wyszłaś promienna
Ptasia gawiedź na chwilę ucichła
Gdzieś, w oddali słychać hejnał
Idę ku tobie w nasze spotkanie
A ty płyniesz z różu mgiełką
Czerń i biel, skrzydła splotły bocianie
Na odlot! W szczęśliwość wszelką
Jesteś! Już tylko mnie opromieniasz
Cisza kończy się puchowa
Jak dobra wróżka świat cały zmieniasz
Jednym dotykiem. Bez słowa.
Dodane przez Stretch
dnia 21.02.2024 23:06 ˇ
3 Komentarzy ·
323 Czytań ·
|