myśli wyrastają z głowy
powinien być obraz posklejany cieniem,
wodą, resztką balejażu. dajmy na to
pierwszy czwartek września. tak o wpół do trzeciej
albo trochę wcześniej. będzie lepsze światło.
zaczniemy od lasu. stań na chwilę prosto.
kiedy tak się garbisz, łamiesz linię rzeki.
drzewo, element falliczny zarażony hubą
wygnije od środka. zanim zdąży spróchnieć.
las. kawał przestrzeni poszarpanej niebem;
różny odcień brązu zapleciony liśćmi;
mech jest zawsze chłodny, kiedy go dotykasz
szorstką stroną kija wypalisz w nim ślady
dodam deszcz. poczekaj, nie zasłaniaj włosów -
zaraz się rozpuści, odejdzie w niepamięć.
widzisz jak paruje zanim wniknie głębiej?
jak w grze niebo-piekło. zdecyduje słońce.
rzeka nie pasuje, ma za słaby kolor,
smak, ruch nieuchronny w krawężnikach brzegu.
spróbuj wrzucić patyk, będzie trochę czerni
pomieszanej z blaskiem - zanim się rozwodni.
reszta to odrosty, nic nie warte śmieci;
dym, skrawki słów wzięte z poprzedniego wiersza.
obraz już się zrodził, jak kawałek filmu;
podejdź trochę bliżej, popatrzymy razem.
23.09.2007
|