Ululaj. Śpiewa, nie płacz, kiedy odjadę, słodkie drżenie
płyt tektonicznych, niebo sypie mi się na czuprynę,
czerwonymi łuskami dachówek. Byłaś moim jedynym
smokiem, blado-błękitny dym z płuc do płuc. Pluszowe
były tylko kajdanki. A myśl. Cóż za myśl o sobie - kolejna
gwiazda w spalaniu. W spalaniu odzyskuję niewinność.
Wszystko gnije. Myślisz, że nie wiem, co dzieje się w fortach
z koców i krzeseł? Kwaśny posmak szeptu zroszonego potem,
cisza, musisz być ciszej, powtarzasz jak ojcze nasz, to prawo,
którego nigdy nie odważyłem się złamać, zaklęcie rzucające
paraliż na wszystko poniżej szyi. Nawet z tyczką nie mam szans
przeskoczyć zwalniającego tętna, zwalniającego w koszuli
skórzanego pasku. Świszczy, a tymczasem gołębiom na parapecie
wykluła się karma dla kruków. Ześlizgujemy się po poręczach,
niedawno oplutych, żeby staruszki nie dożyły świtu i z hukiem,
po schodach oddały kości bogu, uwielbia grać w bierki. Przyjdź
do pokoju po północy, różowy harpun zaplątał ci się w rzęsy,
pewnie dlatego pojawiłaś się u mnie, zanim zdążyłem nastawić
czas, na ten, w którym to moja kolej dotykać cię tam, gdzie tracisz wdech.
Dodane przez RCN
dnia 07.09.2019 22:01 ˇ
6 Komentarzy ·
692 Czytań ·
|