to nie złudzenie, nie cudeńko z obrazka,
zjawisko; upiększający trądzik, radosne rzęsy,
całość przekorna, wciąż roztrzepana.
wyraźnie zaznaczone legato, grała staccato;
na złość chłopakowi obcięła gruby warkocz,
kwitnący błogostan druzgotała heavy metalem
z głośnika o lwiej paszczy, ale gdy pytał dlaczego
ogląda mu palce, mówiła: - bo jestem delikatna.
coraz dłuższy dzień, rozchylił wszystkie pąki,
lubiła buszować między konarami, biel i róż
spod sukienki częścią biało-różowego kwiecia.
nadszedł czas;
ta pora roku zapachem wabi wszystko,
owady - nie wiadomo skąd i jakie - bez opamiętania
zaczęły trzepotać, wierzgać i to ją zatrzymało,
coś utemperowało, tym razem
grzecznie i posłusznie,
pierwszy raz tak rozchyliła usta
i zamknęła oczęta.
|