wstydził się czerwonych policzków
chociaż lubił maki nie chciał rosnąć w polu
praca bo rodzice na zdrowiu słabo
w szkole jak młode pnącze
szukał miejsc gdzie się go nie spodziewali
maszynista nawet gdy zobaczy z daleka
na ruchliwej Warszawa-Poznań nie zdąży
nic wybujać podnieść głowy
każdą próbę zetną wagony
co dzień przechodził obok torów
do miejsca gdzie kiedyś dróżnik
opuszczał długie biało-czerwone palce
wzdłuż drabiny z tłustych szczebli
unosił się zapach nasączonego brązu
jeszcze sto metrów i liceum
w którym szybko pęczniały myśli
któregoś dnia
między szynami zakwitł pomysł
i mnóstwo czerwonych świateł
|