Był późny wieczór. Wciąż gryzły komary. On stał plecami nad niewielkim stawem:
Gorzkie kobiety lśniły na plakatach,
Kroiłem nożem, wbijałem widelec
I próbowałem każdą z nich z osobna,
I próbowałem wielu innych rzeczy.
Nie smakowały mi lub smakowały,
Językiem, nosem buszowałem w bramach,
Aż bramy stały się częścią mnie,
Aż nie było mnie - inaczej niż w bramach.
Przerwał, ze złością uderzył w szyję, ściągnął komara, otrzepał palce. Drapał się chwilę po rękach i nogach. I myślał dalej:
Nic nie powinno być jak być powinno -
Inne języki, nosy i nacięcia,
Inne kobiety śmiejące się gorzko
I tajemnice inne pod bluzeczką.
Lecz wtedy jeszcze nic nie rozumiałem.
A teraz stoję nad zmętniałą wodą,
Woda zmętniała urosła nade mną,
Noszę ją w sobie, a ona powtarza:
Żyłeś w Piasecznie całe swoje życie,
Półcień w półbramach stał się twoim cieniem,
A teraz w szyję gryzą cię komary,
Teraz w nich mieszka wszystko o czym nie wiesz.
Dodane przez pawelh
dnia 15.06.2010 18:35 ˇ
5 Komentarzy ·
890 Czytań ·
|