Nie ma rąk pod prześcieradłem. Nic nie parzy,
nie krzyczysz, nie pójdę zapalić. Jeszcze noszę
twój ulubiony pieprzyk na lewym biegunie pępka.
Jak wielkie jest to miasto w tobie, Magdaleno,
zimna Moskwa, w której smakowałam cukierki anyżowe,
mętną wódkę, niespokojny sen. Nie opowiem nic więcej.
Układam twój zgubiony włos na poduszce,
przy ramieniu, do światła: oddycha. Teraz
mogę zamknąć na chwilę oczy, nie zgaśniesz:
na zachód płonie jeszcze ciężka swastyka z twej
piersi, zacieśnia się ostatnia ulica,
którą nas prowadzą. Coraz więcej twojej skóry,
ślina grzęźnie w skórzanym gardle, na języku.
Coraz zimniej na niebie, zimna kość księżyca,
rozebrany Bóg.
Pod zamkniętym okiem nic więcej, nic więcej,
nic Więcej.
Potem zdejmowałaś ciężkie buty i brzegiem parapetu,
do Jezusa szłaś. Pamiętam:
mięłam w ręku wyrwaną okładkę twojego serca.
Dodane przez Laura Makabresku
dnia 15.12.2009 03:56 ˇ
7 Komentarzy ·
801 Czytań ·
|