dzisiaj wypadłem na miasto, spotkałem kolegę. poszliśmy w stronę domu,
ulice były puste, nie licząc starych kobiety, które uśmiechały się, coś mówiły,
ale nic nie rozumieliśmy. szliśmy po cichu. w końcu przerwał: ciężko żyć w tych czasach.
tak, drogi kolego... ale wstąpiłem do samu, kupiłem żołądkówkę, i od razu zmienił temat.
schowaliśmy się u mnie. rozgość się. nie, nie - będę spadał. ale wyjrzał przez okno i zobaczył,
że to czwarte piętro. stary, wiesz, ostatnimi czasy wiele się zmieniło -
no ile razy, powiedz, można spadać w dół - ja zostaję.
kiedy powiedział, że jest głodny, przyszła moja żona:
dzieci dogadały się i razem uciekły z domów - dlatego cicho, pusto.
stare kobiety wreszcie nauczyły się angielskiego, wloką się ulicami i coś tam mamroczą.
dobrze, kochanie, że nie mamy dzieci i nie niańczymy starych kobiet -
nikt nas niczego nigdy nie nauczy, ale...
a wtedy rozpięła przed nami ulubioną sukienkę, i powiedziała: no, zjedz trochę, zjedz
Dodane przez pawelh
dnia 29.07.2009 15:14 ˇ
16 Komentarzy ·
768 Czytań ·
|