Opisy zachodów ociekają kiczem, jak zdjęcia
przydrożnych kwiatów. Dzisiaj niebo jest pokryte
starymi, dobrze wygojonymi bliznami. Mam świetny widok,
Jestem najbliżej różowej, fałdowanej masy.
Ciężko przychodzą słowa zasłonięte jeszcze pełną, gorącą butelką.
Pomyślałem że chcielibyście wiedzieć jak smutne miała oczy,
przechylając głowę nieco w bok i licząc plamy
krwi na dywanie. To krew z cipy, tłumaczyłem,
nie taka prawdziwa, męska, dobra krew.
Rozpogodziła się na chwilę. Zawsze była
łagodna i dobra. Lubiła patrzec na wschody, wstawała
wcześnie. Zasypiała zawsze za jasności bo
nie chciała się ruchać. Lubiła koty. Powiedziałem,
kochanie twoje rany nidgy nie zasklepią się należycie.
Będę wkładał w nie dwa palce. Jak Jezus Chrystus
na tanich kopiach swojego zmartwychwstania. Będziesz
konała jak potrącony kot, a ja chcę szturchać cię
z zaciekawieniem długim suchym kijem. Dobrze, odpowiedziała.
Dodane przez plato
dnia 31.08.2008 10:21 ˇ
3 Komentarzy ·
1003 Czytań ·
|