Instytut Mikołowski
zaprasza na spotkanie autorskie poetów słoweńskich:
Meta Kušar i Iztok Osojnik
Prowadzenie:
Tatjana Jamnik i Maciej Melecki
29.05. 2009, godz. 18:00
Instytut Mikołowski
ul. Jana Pawła II 8/5
Mikołów
tel. 032 7380755
META KUŠAR - słoweńska poetka, eseistka i publicystka. Urodziła się 10 maja 1952 roku w Lublanie. Ukończyła słowenistykę na tamtejszym uniwersytecie. Swoje eseje, a także przeprowadzane przez siebie wywiady z twórcami publikuje głównie w piśmie literackim "Sodobnost" oraz w innych czasopismach i gazetach słoweńskich.
Opublikowała tomiki poetyckie:
Madeira (1993; wydanie słoweńsko-angielskie),
Jedwab i len (Svila in lan/Silk and flax, 1997),
Lublana (Ljubljana, 2004) oraz
Jaspis (2008).
Mieszka w Lublanie.
Czarna chmura
Lekarze psują swoje piękne żony.
Próżna matka bezradne, dziecięce czoło
dręczy do rozpaczy. Do wściekłości. To jest
proroctwo. Samotna upada na nagą ziemię,
skąd zgarnia ją burza. Pozostaje między chmurami.
Tworzy się czarna mgła, która zakrywa wonne płatki
po drugiej stronie i rytm spokojnego oddechu.
Przekład: Aleksandra Plewnia
IZTOK OSOJNIK - słoweński poeta, pisarz, eseista, tłumacz, artysta, przewodnik wycieczek, animator kultury, alpinista. Urodził się 1951 roku w Lublanie. Dotychczas opublikował 26 tomików poezji, 4 powieści i 3 tomy esejów na temat literatury, antropologii i filozofii. Jego wiersze i eseje zostały przetłumaczone na 20 języków. Otrzymał liczne słoweńskie i międzynarodowe nagrody literackie.
Mieszka w Lublanie.
SPODNIE NA NIEBIE
Obserwuję ciało, w którym tkwi jasna ludzka myśl. Gołąb
ubrudzony smołą na plaży. Ciało tyje, ale wewnątrz rozpościera
się poranek otwarty w wszechświat bezgranicznej ciemności, człowieka
połknie jednym haustem, wygryzie go w czysty brzask, myśli i
nocne mary, karma dla ptaków dla godzin bezsenności, poranny
rumieniec nieprzespanej nocy, usta, które w trakcie ziewania połkną
cały parostatek na morzu, w kształcie małego czworokątnego okna na
ósmym piętrze krajobrazu na południu, czysty blask.
Nocą szum śpiącego miasta. Na miejskiej pustyni kojotów zakręca
autobus, który rusza z przystanku. Człowiek przysłuchuje się piskowi
hamulców przed światłami. Jakby go rzeźbiarz ulepił z gliny.
Poezja jest najdrobniejszym pyłem w aptecznym zbiorze peruk,
destylowanym alkoholem w puderniczce prostytutki lub przeczuciem teologa
wolności dla najintymniejszej samotności mordercy lub oszusta, którzy
walczą o przeżycie i żyją bez miary. Jest szum radiowy, hałas
w zaspanej głowie, głupie pytanie, kim jestem. Odpowiedź w
spojrzeniu, zapatrzonym w palarnię jałowych myśli, w kasyno
obrzędów namiętności, w jacuzzi bez przyczyny człowiek się zapładnia i
rodzi sam, odpowiedzialność wypływa z żywego punktu zero.
Przeglądam sobie głowę oczyma dziecka, które nie wie, że nie wie,
dziecka, które się śmieje i biegnie po ulicy na przedmieściach Lublany.
Z różowej ciemności wyłaniają się zadymione topole.
W nieprzespanym mieście przy zapachu kawy zastanawiam się nad
różnicą pomiędzy ironią i kruchą wrażliwością: cynizm ma większą
wartość niż złoto, człowieka uderzy niewinne spojrzenie uśmiechającego
się dziecka. W misie z sinawej porcelany czerwone listy
endywii. Spodnie na niebie przypominają Chile. Zona rosa w
Santiago, piąta po południu, hałas z pobliskiego dworca
autobusowego, twoje przepocone ciało na moim, zwiotczały członek wyślizgujący
się z przemoczonej pochwy w przypływie wieczoru. Poranek. Długa plaża
brązowych generałów w Valparaiso. Wiatr piaskowy, który w
ulicznym labiryncie obnażonych elektrycznych przewodów nad
morską stromizną dął w blaszane chaty w faveli, piski
mew, powolna ręka, która później w swobodnym pływackim
stylu pisze w rzece słów przysłuchując się niebezpiecznym
szumom nocy. Głośny odjazd autobusu z przystanku, szczekanie psa
na plaży wśród czarnych osadów i żywych grud smoły
z pomarańczowymi dziobami, na progu gasnących księżycowych promieni
bezsenności w rytmie szaro wschodzącego marcowego poranka.
Przekład: Marcin Warmuz
(za: www.nieszuflada.pl)