|
APOKRYF WG. HALINY ZWANEJ BAŁWOCHWALCZĄ
PRZYPOWIEŚĆ
Postawił diabeł Chrystusa na górze Cadillac i kazał mu spojrzeć w dół. Do nieba był tylko jeden krok, a w dole rozpościerała się kraina żyzna i piękna jak kolorowa pocztówka. Woda była głęboko błękitna, las na zboczach wysepek soczyście zielony, a piasek nadbrzeżny miał kolor złotego kruszcu.
- To wszystko będzie twoim – kusił diabeł – jeśli oddasz mi drobiazg – duszę.
Popatrzył Chrystus – do nieba był tylko jeden krok – i pokręcił głową. – Nie diable, nie skusisz mnie miękkim futrem lasów ani przejrzystym lustrem wody, bliższa mi od nich moja własna dusza.
Zmartwił się diabeł, ale nie stracił nadziei. Przejdźmy się trochę – powiedział – i zeszli nisko pomiędzy łodzie rybackie. Wszedł Chrystus do łodzi i zobaczył, jak rybacy zarzucają sieć, a potem z wysiłkiem wielkim, ryb pełną, ciągną ku brzegowi. Zaczął im pomagać Chrystus i gdy z oddechem krótkim i błyszczącymi oczyma już dotykał trzepoczących w sieci, powiedział diabeł – będą twoje, ale tylko wtedy, jeśli oddasz duszę. – Bierz ją – krzyknął Chrystus – obydwie ręce zanurzone w wodzie – i nie przeszkadzaj ludziom w codziennej walce o życie na ziemi.
Halina Poświatowska (1935- 1967)
Nie ma większej miłości, niż gdy się życie daje za przyjaciół swoich, mówi Dobra Księga. Wierzymy być może w to wieczne, niezmienne trwanie, gdzieś w zaświatach. Lecz gdyby wyjść od jakichś racjonalnych założeń - nic, co by pochodziło z doświadczenia potocznego, nie umacnia w tej wierze. Codzienna empiria podpowiada raczej inne interpretacje tego co nas otacza. Jest zmienność, schodzenie się i rozchodzenie warunków, raz ryby są w sieci, raz nie ma, raz susza, raz powódź, raz przemarsz wojsk. Nikt nie sięgnął poza granice doczesności, a nawet jeśli sięgnął, to nie do końca umiał o tym powiedzieć coś, co podważyłoby wątpliwości, które mają tyle lat, co ludzkie zmaganie się z pierwotną ciemnością. Dobre Księgi, zbyt często czytane, zbyt odruchowo powtarzane - wyzuwają się ze znaczeń. Trzeba dużego wysiłku by odnawiać się w tych sieciach transcendentnych odniesień, trzeba czasem powiedzieć coś więcej, dopisać kawałek siebie, żeby znowu wejść w kontakt. Pewnie dlatego niektórzy poeci uzurpują sobie prawo – a Adonai być może uśmiecha się z niebios z ciepłą ironią – by pisać Dobre Księgi po nowemu, by tworzyć swoje apokryfy, swoje wersje zdarzeń. Haliny Poświatowskiej prawdopodobnie nie było na górze Cadillac, chociaż całe życie miała do nieba jeden krok, serce w niej lekkie, zawsze gotowe do lotu, cieniutkie jak papier, wrażliwy na każdy mocniejszy podmuch, intensywniejszy ruch płynów organicznych. Jeżeli dobrze rozumiem co chciała powiedzieć przez swoją przypowieść, to tyle, że nie ma większej miłości nad tę, gdy życie swoje oddaje się za przyjaciół swoich. A Chrystus – jeżeli przyjaźń, „filliae”, uznać za rodzaj miłości – wedle Pisma był/jest przyjacielem każdego człowieka. Co więcej miał świadomość tego kim jest i po co przychodzi, jak oznajmia Pismo. Cóż dopiero zatem gdy trzeba oddać życie doczesne, skoro ma się wieczne w perspektywie. Według apokryfu nieświętej Haliny Chrystus okazał się w tym względzie ekstremistą. Oddał nie tylko życie doczesne („za łatwo by mu przyszło” - mruczy z zaświatów bezczelne dziewczę), ale w uniesieniu oddał to co miał najcenniejszego – duszę, a więc życie wieczne. Abstrahuję tutaj czy taki akt był w ogóle możliwy, czy dałby się jakkolwiek opisać w kategoriach teologicznych, wziąwszy pod uwagę, że dotyczył nie tylko osoby człowieczej, ale także boskiej. Halinie bliższa jest – jak wynika z tego rozumowania – interpretacja uznania dominanty ludzkiego aspektu postaci Chrystusa. Uczłowieczenia niemal pełnego - chociaż następującego stopniowo, w miarę zstępowania z góry, pomiędzy bliźnich. Dlatego stojąc na Górze, gdy do nieba był tylko krok, był niewzruszony, a gdy zszedł między ludzi – był gotowy na ofiarę, przerastającą tę doczesną, o której wiemy (wierzymy), że nastąpiła na krzyżu. Bo zobaczył nas - wyjętych jak z modlitewnika N.N. Stanisława Barańczaka („Sztuczne oddychanie” 1978) - tak bardzo zajętych wyciąganiem ryb, zbieraniem złomu, pracą od ósmej od piętnastej, zliczaniem czy wystarczy – pieniędzy, oddechu, woli, żeby przeżyć jeszcze jeden dzień. I wtedy postanowił, że nie da nam sczeznąć, odda co ma najcenniejszego, stając się ofiarą założycielską nowego świata.
Przewrotne? Bracia Żydzi do dzisiaj nie są w stanie pogodzić się teologicznie z holokaustem i jedna z koncepcji Boga powstała w odpowiedzi na zło współczesnego świata, nieco gnostycka, głosi że Bóg o ile jest wszechmocny, nie może być wszechmiłosierny, a gdy postanawia być w każdej łzie stworzenia czującego ból, być jak brat, przyjaciel, współ-czuć - musi oddać część swojej wszechmocy. Filozof jednak musiałby tutaj wytoczyć najcięższe tomiszcza na szańce, żeby kwestię naświetlić. Język poetycki autorki „Hymnu bałwochwalczego” przemyca je jak breloczki do kluczy w kieszeni płaszcza; poręcznie, prosto - może nawet podstępnie, przewrotnie, kto wie? Przecież z pozoru to prosta powiastka, konwencja lekko bajeczna. Ale Halina studiowała filozofię, wiedziała co pisze. I jeszcze jedno – to jednak nie ewangelia, tylko barwne zamyślenie myślącego człowieka, próbującego sobie rozwiązać to co i tak chyba nie podlega chyba racjonalnym rozwiązaniom. Ona naprawdę stała o krok od nieba, przez całe życie; a życie w niej było silne, jędrne i prężne i to skontrastowanie dawało jej heretycką siłę i bezczelność. Teologicznie, w duchu zhierarchizowanego chrześcijaństwa – taka interpretacja zdarzeń, jak przedstawiona powyżej, jest niemożliwa. Piszący te słowa zdaje sobie z tego sprawę. Jeżeli jednak najwierniejszym towarzyszem wiary jest wątpliwość – warto się wczytać dokładnie w tę z pozoru prostą i nieskomplikowaną przypowieść. Chociażby po to by unaocznić sobie Chrystusa, który schodzi z góry Cadillac i razem z Tobą ciągnie sieć, gotowy w imię Twoje do każdego dobra. I kto wie, czy JCHS nie byłby zdolny w szalonej miłości i przypływie współczucia nawet do takiego kroku jak oddanie swojej duszy, żeby Tobie bracie było lżej na tym padole łez, który niezależnie od Twojej wiary, jest jedynym danym Ci naocznie i dotykalnie.
Radosław Jurodiwyj Wiśniewski
|
|