|
Ale kim byłem naprawdę,
Nie zdradzą pisania żadne.
Czesław Miłosz
„Kim jest Miłosz?”[1] – pyta Jan Błoński w książce Miłosz jak świat – i w następnym akapicie odpowiada: „Poetą, oczywiście. Ale też znawcą i krytykiem, profesorem literatury, publicystą i polemistą, teologiem i filozofem, powieściopisarzem wreszcie… Niekiedy i może niechętnie, ale jednak także – prorokiem.”[2]
Wygląda więc na to, że mamy do czynienia z twórcą, któremu nie w smak wąska specjalizacja, który swe powinności rozumie uniwersalnie, tzn. stara się wchodzić w rozmaite role i obszary rzeczywistości, by nie tylko pozyskiwać o nich w miarę pełną i miarodajną wiedzę, ale, nade wszystko, doświadczać życia od wielu stron. Jest mu to potrzebne jako poecie? Zapewne, bo dzięki temu opowiada człowieka na wiele sposobów i wieloma językami. Ale, w przypadku Miłosza, ta egzystencjalna i literacka polifonia nie mają w sobie nic z premedytacji i programowości. Autor Drugiej przestrzeni po wielokroć powtarzał, że bywa narzędziem sił o wiele potężniejszych od niego, że jest instrumentem w rękach dobrych, ale też złych duchów, że – zacytujmy raz jeszcze Jana Błońskiego – przemawia przez niego „rozmaitość głosów”[3].
Jak więc napisać biografię twórcy, który nie tylko pozostawił po sobie tysiące, dziesiątki tysięcy, setki tysięcy zapisanych stron, któremu przyszło egzystować w rozlicznych społecznych rolach, który aktywnie uczestniczył w przemianach politycznych i społecznych swego czasu, który wreszcie z wielką intensywnością emocjonalną i intelektualną wchłaniał w siebie i przetwarzał intuicje, idee, ale też złudzenia i jady swego czasu. Przecież taki człowiek, przecież taki twórca to – NIEOBJĘTA ZIEMIA!
A jednak Andrzejowi Franaszkowi udało się objąć nieobjętą ziemię! Cud? Zapewne po części tak, ale nade wszystko ciężka, wieloletnia praca. Bo też benedyktyńskiej pracowitości i cierpliwości wymagało przejrzenie stu kartonowych pudeł z tekstami Miłosza, znajdujących się w Beinecke Library. A przecież tę liczbę trzeba powiększyć o zasoby archiwalne Maisons-Laffitte, Wilna, Warszawy, Krakowa. Materiał ogromny. I nie ma co ukrywać; nie zawsze odkrywczy informacyjnie i fascynujący czytelniczo. A przecież autor monografii Miłosza musiał się przez to wszystko przedrzeć, przekopać. Efekt? Imponujący poznawczo i pisarsko. Właśnie tak; poznawczo i pisarsko, bo Franaszek nie tylko rzetelnie, sumiennie, kompetentnie „rekonstruuje poetę”[4], jak to ujął Piotr Kępiński, ale również „odnalazł właściwy ton i styl – umiarkowanie zdystansowany, a jednocześnie swoiście empatyczny – który czyni lekturę prawdziwą przyjemnością”[5]. Ma słuszność Jarosław Klejnocki eksponując „dystans i empatię”. Kto wie, czy atrakcyjność Franaszkowej narracji nie pochodzi właśnie z umiejętnego gospodarowania tymi jakościami. Bo z jednej strony, mamy tu filologiczne majsterstwo w selekcji, hierarchizacji, interpretacji ogromnego materiału faktograficznego i literackiego, z drugiej – pisarski talent w portretowaniu człowieka z krwi i kości, człowieka, który nie tyle był, wbrew potocznym wyobrażeniom, „pieszczochem losu” (bałowien sudby), co raczej naszym bratem Hiobem, uosabiającym swym życiem wiele cierpień umysłu i duszy.
Ale Franaszek napisał znakomitą biografię wielkiego twórcy także dlatego, że ani przez chwilę nie zamierzał być „biografem śledczym”. Nie chciał więc rozliczać, lustrować, demaskować, wystawiać światopoglądowe czy moralne cenzurki. Jest natomiast „biografem rozumiejącym i empatycznym”, który mając świadomość wielkości twórcy i jego dzieła, nie uprawia brązownictwa, ale też nie unika kwestii trudnych, skomplikowanych, kontrowersyjnych. Mierzy się z nimi rzetelnie, a zarazem taktownie. Rzetelność widać m.in. w umieszczaniu Miłosza i jego wyborów w przekonująco rekonstruowanych kontekstach: historycznym, politycznym, kulturowym, z kolei taktowność daje o sobie znać w wyczuciu interpretacyjnym, dbaniu o to, by nie ulegać pokusom niedo- bądź nadinterpretacji. Dwie busole: rzetelność i takt pozwalają Franaszkowi nie tylko skutecznie, ale wręcz finezyjnie żeglować po zaiste niełatwych wodach pod nazwą Czesław Miłosz.
Rozmiar i charakter przywoływanych przez Franaszka źródeł sprawiają, że Miłosz. Biografia to książka „kanoniczna”. W tym sensie, że autor każdej kolejnej pracy o życiu i twórczości autora Ziemi Ulro wręcz musi do tej pozycji sięgnąć. Nic więc dziwnego, że Przemysław Dakowicz stwierdza: „Sądzę, że dzieje miłoszologii będziemy odtąd dzielić na dwa okresy – >>przed Franaszkiem<< i >>po Franaszku<<”[6]. Kto zadał sobie trud uważnego przeczytania książki Andrzeja Franaszka, zarówno biograficznej narracji jak i „aparatu krytycznego” (przypisy, bibliografia, indeksy), musi przyznać, że w słowach Dakowicza nie ma cienia przesady.
Nie ulega kwestii, że „mają książki swoje losy”. Miłosz. Biografia jest książką, która powstała także dlatego, że… trafił SWÓJ na SWEGO!
Przypisy:
[1] J. Błoński, Miłosz jak świat, Wydawnictwo Znak, Kraków 1998, s. 79.
[2] Tamże, s. 79.
[3] Tamże, s. 101.
[4] P. Kępiński, Rekonstrukcja poety, „Twórczość” 7/2011, s. 97.
[5] J. Klejnocki, Miłosz pod lupą, „Nowe Książki” 7/2011, s. 8.
[6] P. Dakowicz, Noty o książce Miłosz. Biografia Andrzeja Franaszka, „Topos” 5/2011
Tekst wygłoszony w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tarnobrzegu podczas spotkania z Andrzejem Franaszkiem. Tematem spotkania była jego książka Miłosz. Biografia (Wydawnictwo Znak, Kraków 2011).
|
|