skrzyżowanie korytarzy, bo przecież nie dróg,
które dawno temu rozeszły się w swoje strony.
mignięcie twarzy, parę sekund przerwy
(bo skoro już jest to trzeba chociaż powiedzieć „cześć”)
to było „cześć” plus ten jej lekko zawstydzony
uśmiech, który do tej pory znałem właściwie tylko
ze zdjęć. przez moment chciałem nawet zawrócić,
ale nagle poczułem się obco prawie jak
jakiś obcy fotograf, do którego trzeba się
znajomo uśmiechnąć, żeby dobrze WYPAŚĆ.
wtedy właśnie pomyślałem, że i tym razem znowu
jej się udało. przez całą drogę powrotną uśmiechałem się
już tylko do siebie.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1604 Czytań ·
|