armia nieugiętych staruszek atakuje drzwi
autobusu. siedzenia są z góry skazane na
natrętne pieszczoty ich szerokich tyłków.
jedna znów nie zdążyła i wzrokiem próbuje
wyssać spod okna gówniarza, który walczy
z resztkami wyrzutów sumienia. wygrywa
przez nokaut. ja stoję, ale wciąż
zastanawiam się tak naprawdę na czym.
niby przypadkiem ocieram się o sweter
landrynkowatej blondynki i próbuję
bez trzymania pójść na całość. wyciągam
oczy, strzelam do pierwszej lepszej
z naprzeciwka. przystanek jest jak znak
zapytania. ona odwraca się tyłem,
wysiada. czytam naszywkę na jej plecaku:
"Jezus żyje". jadę dalej martwy bardziej
niż kiedykolwiek.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1427 Czytań ·
|