rozbici na czwartym piętrze, pierwszy raz
w namiocie, tak jak chciałaś. w namiocie pełnym
burz. wszędzie tylko nie na balkonie. jest nawet
śniadanie na trawie tuż obok, z widokiem na
wodę. przed nami żadnych tam świąt, "pijących błoto"
kartonów. żadnych flag na horyzoncie.
sami łopoczemy na wietrze, za drzewami.
przykrywamy się ciałem, które słowem się
staje. nie, jeszcze nie przecieka, wiec niech pada
i zagłusza. spokojnie, zaraz ci powiem, że nie będzie
dziecka, no bo jak ? no bo jak mogłem przewidzieć
tych bladych sąsiadów piorących codziennie brudy
we własnym namiocie po małym i łysym, które już
było. i nawet nie płakało. przewijało się samo.
mimowolnie.
przez myśl.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1403 Czytań ·
|