świątecznie znaczone drzewa, wokół których błądzimy szukając
szlaku coraz częściej kłaniają się w pół drogi, dając się mocno we
znaki. w takich sytuacjach najlepiej udawać niewidomych
i nie tracąc z oczu resztek nadziei brnąć dalej.
po swojemu wytyczamy więc nowe trasy, których nie znają żadne,
najświeższe nawet mapy. bo przecież w którym momencie mógłby
tkwić błąd, skoro dzisiaj w tych barwach występuje ciągłość.
nie zmieniając tempa, z coraz mniejszym zapałem i coraz mniejszą
ilością pieniędzy szukamy przydrożnej Panienki, którą już ktoś
przed nami zdołał tak chytrze przekupić, za niecałe
złotych czterdzieści pozbyć się nieznośnego ciężaru grzechów.
znowu bierzesz na kredyt zaufania wiedząc, że taki już na szczęście
jej zawód, żeby nie sprawiać innym zawodu. od wieków oddaje się mu
jednak bez reszty, pozostając w dodatku dziewicą.
obdarowany gotówką i lekkimi wyrzutami sumienia uczysz się,
że nawet zachód słońca nie jest tak całkiem za darmo.
teraz siedzimy na grzbiecie szczytu, cierpliwie polujemy na
uciekające myśli. zostawiamy gdzieś w dole to pulsujące
światłami krocze miasta, z którego nie wyjdzie już dziś żadna
żywa istota.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1583 Czytań ·
|