Mój sen co wieczór nawiedza terraktowa armia.
Kiedy ty śpisz z głową śmiesznie ułożoną na jaśku
ustawiają się w szeregu po obu stronach naszego łóżka.
Stoją nieruchomo w półmroku wpatrzeni w twoje zamnięte oczy.
Kolejny tydzień mija bezboleśnie w ich życiu i w naszym.
Każda z ośmiu tysięcy glinianych postaci wyraża coś innego, w przeciwieństwie do naszych sąsiadów i znajomych; ten ich nieustanny wyraz rozczarowania, maska pretensji
i ukrywana wściekłość pod płaszczykiem ironii...
Wieczorem spotykamy się przy stole w kuchni, woda wykrapla się cieknącego kranu jak minuty naszego życia, które wymknęły się wszystkim definicjom spełnienia.
Jedną ręką smażysz placki, drugą z półobrotu ustawiasz na szachownicy figury.
W półmroku ścian terrakotowa armia bezimiennych twarzy wpatrzonych w naszą grę. Nieruchome, pod warstwą gliny ukrywają emocje, tak jak ty, kiedy zniecierpliwona strącasz figury na podłogę; król, królowa, konik,wieża i goniec... na planszy zostały tylko pionki.
- To tak jak w życiu dodajesz mimochodem
przewracając placki na drugą stronę.
|