Przyszli z wczoraj, do baru. Twarze mieli jak beton.
Ona z oczkiem w pończosze, w bluzce z tamtej epoki.
On w wytartych dżinsidłach i z zarostem trzydniowym.
Odtrącony mężczyzna z odepchniętą kobietą.
W szarość dymu wtuleni, pokraszeni siwizną.
Jemu kącik nie wracał, a skarpetki miał różne.
Jej ramiączko spadało z okruszkami maskary.
Opuszczona kobieta z zostawionym mężczyzną.
Nad tym lichym stolikiem, nad podartą serwetą,
długo w gardle drapało, długo cisza się snuła.
Potem słowo opadło w popielniczkę, pod trunek.
I zobaczył jak płacze niekochana kobieta.
W tej knajpinie, do której lepiej jest się nie przyznać,
kotłowało się w krtani, zdania w strzępy porwało.
Przytwierdziło się petem, podtopiło tuż przy dnie.
I widziała co czuje niekochany mężczyzna.
Wyszli w jutro, bo przecież wypadało gdzieś odejść.
On skurczony troszeczkę, ona chwiejna nieznacznie.
Zagubiony mężczyzna z zabłąkaną kobietą,
tak po prostu, w ciemnościach znikli za którymś rogiem.
Zielona Góra 06-12-2007r.
Dodane przez ElminCrudo
dnia 24.01.2008 18:50 ˇ
18 Komentarzy ·
1109 Czytań ·
|