Nie umiem wziąć szturmem ani tych jabłek ani tych łóżek.
Rozpływają się ekrany - kto uchwyci najszybszą klatkę
uwolni w sobie niesmak do aksjologicznej tułaczki.
Rozcieram czas na dłoni i rozdmuchuję po szczelinach.
Delikatnie i z wyczuciem, żeby starczyło w sam raz
i pokryło wspominkową kartkę za niepamięć szaleństw.
Najłatwiej byłoby odparować z siebie meritum:
sam w to nie wierzę - trzeba szukać i nie tracić z oczu.
Ja zwyczajnie igram do przodu, rzadko się rozglądam.
Skamieniałymi nogami wybijam rytm postępu
i chociaż przebyte metry widoczne są dopiero w kilometrach
to im pełniejszy licznik tym trudniej o wymierny sukces.
Mam sen w którym odbijam się deszczem w wirującej kuli
czekam bez parasola aż coś mi pozwoli zacząć schnąć
ale tak szybko wirujemy że nic nie słyszę więc nasiąkam.
To pozwala mi sądzić, że nigdzie nie dotrę latającym łóżkiem,
nigdy nie docenię niedoli osi która mnie przytwierdza
i nie przegryzę kruszcu który zaciemnia smaki.
Dodane przez kamilus
dnia 26.11.2007 22:43 ˇ
4 Komentarzy ·
896 Czytań ·
|