Pod bezkresnym niebem nierówne tragedie
ścielą się na szali.
Jeden jeszcze ciągnie, ten nie daje rady,
temu świat się wali.
Temu między bliskich, w dzień bez uprzedzenia
śmierć się nagle wdziera,
I długo nie może zrozumieć dlaczego
ktoś nagle umiera
Innych powód błahy, bardzo prozaiczny
nagle wygna z domu,
Jeszcze inny w pracy, okaże się
niepotrzebny już nikomu.
Tych dwoje co miłość, zdawać by się mogło
złączyła do śmierci,
Gniew nagły rozdzielił, sprawił że uczucia
nie ma w nich ni ćwierci.
Dziecko ich co dotąd żyło między nimi
szczęśliwe, kochane
teraz pośród burzy huraganów gniewu
będzie zapomniane.
Tam gdzieś giną dzieci, mężczyzn prawie nie ma,
okrutna trwa wojna,
Tutaj się powiesił bezrobotny ojciec,
chociaż wieś spokojna.
Tu pod mostem leży głodny i zmarznięty
obywatel świata,
A tam choć bogaty, nie odkupi życia
zabitego brata.
Pod bezkresnym niebem nierówne tragedie
ścielą się dokoła,
Żaden jednak mędrzec ani ich porównać
ni zważyć nie zdoła.
Czyjeś żale chociaż po stokroć są większe
wydają się niczym,
Własny świat na głowę zawalić się może
i z najbłahszych przyczyn.
Czasem ktoś spróbuje posłać Ci choć uśmiech,
lecz świat nasz okrutny,
Sprawia że ten uśmiech, częściej niż wesoły
okaże się smutny.
Jutro, kiedy rankiem, wyjdę na ulicę
popatrzę wokoło,
I do wszystkich smutnych, zaraz się uśmiechnę
- zrobię to wesoło.
Niech pośród pośpiechu, wiatru co wciąż w oczy
i świata szarości,
W smutnych sercach ludzi, rankiem choć na chwilę,
szczęścia cień zagości.
26.11.2002
Dodane przez mchrominski6
dnia 26.11.2007 22:39 ˇ
7 Komentarzy ·
904 Czytań ·
|