Wiszę jak wieprz na rzeźnika haku
W krzywym gabinecie pełnym luster
Jest ciekawie i nie czuję strachu
Nie walczę - białą wywieszam chustę
Łatwiej trawię kotlety niż wiersze
Wszystko mieszam w jednej kloace
Co najsłodsze gnije jako pierwsze
Jad ma się dobrze, lepiej niż papież
Marność słów poznaję po owocach
Księżyc znów nie daje spać po nocach
Cichy szept gdy palce wbijasz w plecy
Młoda krew co dla pieniędzy grzeszy
Stary szczur i wstrętny, łysy ogon
Schnę na wiór, źle życzę moim wrogom
Mam już dość debili wokół siebie
Biorę post o wodzie, suchym chlebie
Wierzę w cud, wiosny niepokalanej
Nagłe poczęcie zielonej łąki
Z twoich ud, kwiatów obramowanie
Czerwienią mokre, różowe pąki
Kropelki rosy z potu pod skórą
Oddech tłumiony we włosów puklach
Bzów odurzenie, rwane oburącz
Słodycze słone w wilgotnych ustach.
Dodane przez Stretch
dnia 19.03.2025 22:31 ˇ
2 Komentarzy ·
154 Czytań ·
|