Siedzę i testuję wino,
sezon dwa, zero, dwa, cztery.
Jeżyna leśna z tarniną;
młodziutkie, a jednak very
good. Skarbom ciernistych krzewów
sprzyjało upalne lato.
Już w lipcu był start do biegu;
masochistyczny maraton
z Naturą. Syk rozeźlonej
zbudzonej niechcący butem,
żmijki. Specjalnie ostrzone
przez Matkę drwa, ciernie. Skutek:
ukłucia, zadrapań mnóstwo,
rany szarpane i cięte
pogłębiające ubóstwo
mobilnej apteczki entej
pomocy. Gzy kamikadze -
centralnie, szerszeń nade mną.
Pęd róży w czułym obszarze -
odraczający przyjemność
na jesień. Siedzę, wspominam,
w żyłach korzeni się cukier.
Wysokie ce w endorfinach.
To przez ten smak, rajski bukiet.
Dodane przez jacekjozefczyk
dnia 29.11.2024 23:10 ˇ
0 Komentarzy ·
9 Czytań ·
|