Od świtu do zmierzchu,
od światła do cienia,
od uśmiechu do łez - zewsząd lgnie
smutek, gromadząc się pod powiekami,
spływając po policzkach
jak niemądre krople deszczu.
Przykrywam się niby kocem
twoim uśmiechem, lecz pocałunek,
co mi pozostał, gaśnie powoli
w sercu księżyca.
Nie warto oszukiwać bólu,
skoro jego towarzystwo chroni
przed milknącą miłością.
Nie chcę kpić sobie z czasu,
bowiem moim snom pozostało
niewiele lat.
Zapatrzona w dal, oddana
serdecznym modlitwom o promień szczęścia -
faluję na wietrze,
oddaję się bezmiarowi nieszczęścia.
Dotyk drażni zmęczoną skórę;
przysięgam Bogu,
to ostatni raz.
Dodane przez Koziorowska
dnia 20.06.2023 19:34 ˇ
2 Komentarzy ·
365 Czytań ·
|