spotykali się przy rynku głównym
naprzeciw Delikatesów
- tam gdzie ławka pod kasztanem
podziwiał jej dziewczęcość
rozkloszowane sukienki
szafirowe kolczyki
fikuśne uczesania
w torebce często tomik poezji
(wtedy miała wiersze Mastersa)
i pierwszy raz przyszła
z rozpuszczonymi włosami
częściowo zarzuconymi na twarz
przez moment nie mógł jej poznać
na pytanie co się stało
usłyszał
- przyroda lubi bałagan
i w tym bałaganie znalazł
przymilny śmiech
a ona - jakby od niechcenia
jakby z przypadku -
przeczytała mu pierwsze wersy
z wiersza Mary McNeely
przechodniu
kochać - to odnajdywać swoją duszę
przez duszę ukochanego
|