na początku nie było słowa
spojrzenia śmigały - nieprzypadkowe
podchody zmyślne zabiegi
aż pojawiło się słowo
zamieszkali na najwyższym piętrze
z widokiem na połacie pięciolistnej koniczyny
na horyzoncie plany spod znaku młodości
rodzina praca radość muzyka
nadszedł czas niższej kondygnacji
panorama z podbalkonową zielenią
- wśród kwiatów uciążliwe owady
nieraz sroka skrzeczała ostrzegawczo
linia wędrówki dawno minęła apogeum
trafili na parter
w świetle okna - najbliższe jutro
Erroll Garner grywał obojgu
ulubione Autumn Leaves
coraz częściej grymas bezsilności
                     ***
dziś - bez niej
sens jego życia skurczył się do wegetacji
na końcu też nie ma słowa
|