Po bruzdach kory wiersz nienapisany
popłynął smugą brunatnej żywicy.
Poczułem słowa, gdy dotknąłem rany
drzewa, bo przecież bólu nie wykrzyczy.
Stos ciągle pachniał sokiem pełnym lata,
dziwiąc się nagle odkrytą przestrzenią,
na której dawny krajobraz się zatarł.
Tylko mech przetrwał i usychał, drzemiąc.
Wśród twardych gnatów wyrwanych korzeni
fruwały osy szukające gniazda.
Świat przestał istnieć. Pejzaż się odmienił,
nowy się rodził i ciągle rozrastał.
W jamach wykrotów jeszcze dogasały
milczące duchy wyciętego lasu.
Lekki wiatr, cicho, po trawach i białych
krwawnikach, wolno przechadzać się zaczął.
Już nie odnajdę dobrze znanych ścieżek.
Zostały ślady opon ciężkich maszyn
i zryta ziemia. Wkrótce nie uwierzę,
że kiedyś mogło być całkiem inaczej.
|