"Bajka o recyklingu"
teraz. młoda trawa kaleczy miękkie podeszwy stóp, bo trudno jest udawać szczęście w miejscu, gdzie nic nie jest takie samo jak dawniej. jeszcze przez pewien czas muszę pozostać w garmażeryjnym ciele, które niszczeje w tym klimacie jak papierowe opakowanie wciśnięte w ogrodzenie cmentarza przy francuskiej. staram się zasnąć.
Golfsztrom jest ciepły od zanurzonych w nim pielgrzymów, znosi mnie w szczeknie psów,
w zastrzyki przeciwbólowe z botoksu, gdzie stygną silniki weekendowych kabrioletów, gdzie wszystko do mnie mówi, że życie jest zbyt krótkie, aby nie brać go garściami, a ja posiadam przecież dłonie dziecka, które jeszcze niczego nie potrafią, które jak korzeń wrastają w obfitość swojej matki, aż po ból będący przecież sensem naszego współbycia.
kiedy wraca jest zimny. niczym tyfus wypełnia wnętrza blaskiem świec. ukazuje się w tym, co minione, skoncentrowane w ruchu wahadłowym. staje się fotelem na biegunach produkującym elektryczne znużenie respiratora. wówczas cała zewnętrzność wydaje się być plamą oleju, wyciekiem, którego nie można zatamować, lustrem, w którym moja twarz jest spiralą.
kiedy wraca, to ulicami wypalonymi jak Pompeje, pomiędzy spojrzenia migające niczym chitynowe pancerzyki karaluchów. dociera w końcu przed dom, gdzie zastaje kobietę siedzącą na krześle, z głową ostrzyżoną na zapałkę, z obnażonymi piersiami, która choć nie potrafi już płakać, wierzy ciągle, że miłość odrasta.
Dodane przez patron
dnia 26.08.2016 21:58 ˇ
6 Komentarzy ·
878 Czytań ·
|