koleżance Beacie z kondolencjami
dziadek zwykle wychodził nam naprzeciw: niosąc ze sobą naręcza porzeczek i piasku.
to wszystko po trzykroć wkładał nam do ust, zawsze pod język, tam gdzie trzymaliśmy
miedziaki, drobne szkiełka i małe literki. tak było i tego wieczora: pojawił się na krawędzi
jej źrenic. w niewielkim załamaniu światła. ześlizgując się po różowej smudze, którą zawsze
zostawiało dla nas słońce na deser. przeciął lepki czas i stanął, a może stał się ? w swoim
odświętnym mundurze, pachnąc wodą kolońską z fabryki za miastem, gdzie rośnie już tylko
koniczyna i krecie kopczyki. nie powiedział nic. nie użył słowa. wyszeptał tylko spod powiek
elektryczność. wykrzesał uśmiech.
i sękatym palcem
podłożył ogień.
Dodane przez mohave
dnia 05.08.2007 15:47 ˇ
10 Komentarzy ·
960 Czytań ·
|