Namiastka
Ten dom kiedyś płonął, ona chodzi po śladach państwa dzieci,
rozczesuje się na mokro. U stóp wzgórza gubi w trawie. Słońce
grzeje niebieskie wnętrze basenu, kołysze huśtawkę.
Na strychu skrzypi podłoga, pachną wiązary, że podciągnij się
na rękach i zostań jak kot na zapiecku. Od pożaru minęły lata,
blizny zostały na pojedynczych deskach. Święci czuwają
na ścianach, lokalny patron w imieniu Bartka.
Bo powinno się kochać po bożemu, żywić się
po polsku, zdrową relacją i trzeźwym osądem.
Chciałbym mieć sad i w sadzie jabłoń. Złamana gałąź
suszy się w garażu, na łuk, na rękojeść noża. Słońce
suszy jej włosy, zaczepiają się o grzebień, o granie
i szczyty (bo kto widział tak się poplątać). Sieją iskry.
Jutro wracacie. Wstawiamy butelkę z ginem za Ojca Pio.
Dodane przez agata zuzanna
dnia 20.07.2007 18:28 ˇ
15 Komentarzy ·
1789 Czytań ·
|