"O tym, jak Jancio Wodnik przegrał wojnę z czasem"
Mieliśmy iść na wojnę, która od zawsze wisiała w powietrzu
mieliśmy garbować skórę Niemców, Rosjan, starców i dzieci
na pewno świń, bo przecież trzeba coś jeść
spakowano nasze rzeczy w pudła z Ikei
zniesiono do piwnic, ułożono na strychach
odbyliśmy pożegnalne stosunki płciowe
i zapaliliśmy ostatniego skręta z kolegami, którzy musieli zostać
ze względu na płaskostopie lub konszacht z Jehową
w miejscach
gdzie ożywione przypomina nieożywione i odwrotnie
poczuliśmy zapach prochu niczym czerwcowy poranek
z koszykiem truskawek i zbożową kawą
przeszył nas dreszcz od prawdziwej śmierci
jak wtedy kiedy ledwo zdążyliśmy przed
nadjeżdżającym pociągiem
mieliśmy iść
zginąć lub wrócić odmienionym
nie do poznania
aby jeździć w samotności na ryby, upijać się w barach
ze striptizem, myśleć o poległych towarzyszach broni
i choć nic się nie wydarzyło
któregoś pięknego dnia zastaniemy trawę wypaloną do kości
okna zabite deskami trumien
ciała bliskich w zbiorowych mogiłach ułożone na waleta
jak w mieszkaniach akademika
usiądę wtedy na kamieniu
w miejscu, w którym stał mój dom
rosła choroba
wezmę do ust skórkę czerstwego chleba
i będę czekał na kolejny świt
potem na następny i na jeszcze jeden
tak długo, aż deszcz wymyje pigment z mej skóry
ptasie guano zniszczy ostatnie ubranie
ktoś włoży mi na głowę wianek z mleczy
przebije bok szwajcarskim scyzorykiem
i świat zapomni
Dodane przez patron
dnia 04.11.2014 09:26 ˇ
8 Komentarzy ·
747 Czytań ·
|