opowieść zaczyna się od oddechu, gdy słowa drażnią zapachem
wczorajszych rozmów. blaknie gwar lata zamieniając w szelesty okrzyki i
gromki śmiech, który pisze na wodzie jednostajne kręgi.
potem
miasto pozwala się oswajać. jeszcze chwilami w bramach pospieszne
kroki wystukują rytm dnia. powietrze przybiera kształty ciepłe i miękkie.
przypominam sobie chwile tak dalekie od rzeczywistości. wszystkie
niewypowiedziane słowa dźwięczące w kieszeni jak drobne na tacę,
niechciane, zostawione na pokuszenie.
miasto pozwala stać się bezimiennym. oddycha razem z tysiącem okien
łapczywie chłonących szepty z ulic.
znów
zajmujemy swoje miejsca za gładkimi stołami. jasne pokoje
i samotne krzesła przystrojone zrzuconym w pośpiechu płaszczem
jak podobrazie pustych wieczorów.
dobieram kolory, trochę niecierpliwie. blakną zbyt szybko slajdy
z dzieciństwa. zostają powidoki życia, brzmią wyliczanki jak zaklęcia,
przekleństwa, mantry. powtarzam je od niechcenia.
wszystko, byle uciszyć lęk. przed zimą.
again.
Dodane przez kenzo
dnia 15.10.2014 22:59 ˇ
7 Komentarzy ·
764 Czytań ·
|