MÓJ DZIONEK
Niech no słoneczko zapuka w okno,
przedrze się złoty promyk przez szpary,
a już się budzę, pod prysznic prosto
gnam, by ze skóry spłukać koszmary.
Odkręcam kurki. Buchnęło parą;
Dusza się z piersi wyrywa pląsem,
bo nie ukrywam, że lubię bardzo
pławić się w błogiej gorączce.
Po wyjściu kawa, noga na nogę,
z balkonu sycę wzrok okolicą.
Kot się o nogi, mrucząc ociera...
- Szczęśliwi czasu nie liczą.
Złotokap listkiem drgnął nieformalnie,
ptaszek się pewnie pod nim ukrywa;
Poczułam w sercu rozdygotanie,
- odkładam tomik Norwida.
Wykręcam numer, dzwonię do Misia;
- Dziś na dwunastą zamawiam obiad!
O pierwszej, muszę być w bibliotece,
w niej europoseł, co sztab ma w Indiach,
z mobilizacji planem jest przecież.
Założę szpilki. Kapelusz z piórkiem
włożę na czubek, odkryję uszka,
wszak w rękawiczkach białych pan będzie ,
z nim globtroterka hinduska.
A po werbunku, żeby ochłonąć
pędzę na lody i do galerii
jedziemy z mężem, już na spokojno,
kupić tupecik i sztuczne rzęsy.
Kolację zjemy znowu na mieście,
- może się tajniak jakiś przysiądzie;
Nad szklanką whisky - mam to na względzie,
może sekrecik jakiś wyciągnę.
Nocą, gdy księżyc sierpem tnie chmury,
a ptaszki smacznie śpią w gniazdkach,
siadam sam na sam z moim komputrem
i skrobnąć parę słówek się staram.
Miś - jadłodajnia w Zelowie
Dodane przez viviana
dnia 30.05.2014 07:06 ˇ
4 Komentarzy ·
591 Czytań ·
|