wyszedł w tym czarnym pingwinim fraku
pot już mu płyną może ze strachu
ukłonił się zebranej publice
zaraz zagrają i przerwą ciszę
gdy się prostował dziwnie coś trzasło
żarówki pękły i zgasło światło
ludzie cichutko siedzą na sali
a ten ze strzechą pulpit przewalił
wreszcie zaczęli i jak nie gruchną
kurz spod sufitu sypie się równo
ściany dygoczą pył wszędzie płynie
orkiestra grzmoci boską muzykę
na stołku baba siedzi przy harfie
i z namiętnością za druty szarpie
brzdęk dla alcistki pękła i struna
frak spojrzał na nią jakby na gbura
bębniarz tremolo z mocą przyłożył
aż piękna dama wypadła z loży
strzecha się gibie dym z włosów kopci
łzy z oczu płyną całej widowni
tak się wywija jakoby pyton
zaraz upadnie skurcze go chwycą
facet uderzył tusz talerzami
podmuch atomu pognał po sali
zachwiało strzechą i w dół poleciał
prosto w mocarne baby objęcia
wiją się w krzesłach jak gniazdo węży
pingwin jednak z grubą nie zwycięży
ludzie się śmieją tynk z ścian się sypie
orkiestra grała piękną muzykę
ja na paluszkach opuszczam lożę
wolę ciszę nocy więc wychodzę
dobranoc...
Dodane przez mefisto35
dnia 12.03.2014 20:00 ˇ
11 Komentarzy ·
736 Czytań ·
|