|
dnia 07.12.2013 22:39
przeczytaj ten tekst pięć razy na głos. założę się, że przed szóstym razem poprosisz, o wykasowanie niniejszego manifestu.
a propos, dobrze walący konia, nadaje skórze tylko pierwsze trzy ruchy, potem już skóra sama lata! bez trzęsiawki!
dobrej zabawy peelowi życzę!
pozdrawiam |
dnia 08.12.2013 12:01
przerysowanie osłabia i obrzydza, autoerotyczne i fekalne porównania zestawione z martyrologią nie zainteresowały,
odbieram jak manifest i dla mnie kojarzy się źle,
pozdrawiam |
dnia 08.12.2013 15:42
przyznać trzeba, że reakcje niespodziewane...
Trudno to zostawić bez odpowiedzi. Napiszę to co na innym portalu już pisałem.
Czytałem też kilkakrotnie i nie chcę tego usuwać, bo doskonale wiem co chciałem napisać i po co, mimo, że to eksperyment.
Nie ma tu żadnego przerysowania. Przeciwnie, jest tu wszystko na wierzchu bez przepuszczania przez filtry historycznych opowiastek czy "moralnej" poprawności opowiadań o przeżyciu obozowicza.
Nie ma tu ideologi ani filtra przez który cieknie opowieść o obozie koncentracyjnym z książek historycznych i opowiadań literatów.
Po to byłem w obozie, żeby dotknąć betonowego kibla, zobaczyć miskę z brukwią, posiedzieć chwilę przed barakiem i wyobrazić sobie samotność wśród zastraszonych, bez wyjścia, uprzedmiotowionych aż poza granicę przewartościowania czy relatywizmu moralnego. Dno dna, a jednak sa jeszzce odruchy pragnień bliskości seksualnej, przebłyski myśli o ucieczce, niewielka dawaka humoru - dystans i onanizm, życie które poraża bardziej niż śmierć dlatego ten wiersz nie jest smutny ani wesoły. To są bebechy na wierzchu. Poza tym to eksperyment i rozumiem, że nie dla każdego.
dzięki za poczytanie i pozdrawiam |
dnia 08.12.2013 19:25
hmmm, przeczytałam, zadumałam się, bo jest to ta cząstka życia stworzeń z gatunku "homo sapiens", o których rzadko, bardzo rzadko pisze się otwarcie, bez filtrów i inszych kostiumów. I może dlatego wywołują swoisty dreszcz, że albo doskonale się wie, że to prawda, albo nie wie się i nie chce się wiedzieć. Kiedyś widziałam doskonały (choć wstrząsający, pod każdym względem) film o sowieckim łagrze, gdzie było wszystko to, o czym piszesz, i jeszcze ładnych parę innych "kawałków". Przeczytałam też bulwersującą książkę - dziennik 16-letniej żydówki, która trafiła do obozu w Ravensbruck, a właściwie do tamtejszego tak zwanego "domu lalek", czyli burdelu dla żołnierzy. Trzymam zakład, że 95 procent tych, którzy wiedzą co-nieco o tym obozie nie wie, że był tam i taki "rewir", i że więźniarki-"lalki seksualne" bywały "dzierżawione" do innych obozów. No, i posłuchałam kiedyś wspomnień pewnej nie żyjącej już dziś Pani, która lata 1942-1946 spędziła w sowieckim obozie, pracując przy wyrębie tajgi. Mocno się zdziwiłam, gdy usłyszałam, jaki miała sposób na przetrwanie. Trzymam zakład, że i dziś niektórych by to zdziwiło, a nawet - zgorszyło, bo takie "obrazki" odzierają niektóre zjawiska z mitycznej aury. Dlatego nie będę się "wykrzywiać" na Twój wiersz - uważam, że czasem i ten rodzaj obrazowania ma uzasadnienie...Pozdrawiam serdecznie, Ewa |
|
|