mały Czukcza wdycha lód
mrużąc oczy liczy miraże
horyzonty kołują wraz z wyciem psów
renifery hałaśliwie płoszą noc
nie chce nastać dzień
przyrzucony mokrymi skórami
świt odurza się smrodem zaklętym w parę
drapią się starcy w zdrewniałe policzki
lękliwe duchy tundry dziś ogłoszą zmienność
stopnieje odwieczna klechda
policzą wszystkie drzewa
waląc bezgłośnymi szamanami w głuche pnie
odpłynie mały Czukcza w dół rzeki
odcięte palce spróbują czerpać wartką krew
rozpłataną w niedośmiechu matkę
pożre jadowita ziemia
przed wieczorem zapadnie cisza
zawrócą w cień odurzone ławice
nie poskarży się nikt
na butwiejące w pustce namioty
Dodane przez dzunga
dnia 22.10.2013 10:02 ˇ
6 Komentarzy ·
792 Czytań ·
|