Zostają porzucone bulwary klinicznej śmierci,
aleje Państwa Oz, jeśli odpowiednio przechylić
butelkę z piwem. Prowadzące w głąb miejsc pradawnych kultów
obrzezania kobiet, patroszenia domowych zwierząt.
Gdzieniegdzie utrzymują się na powierzchni
wątłe światła meduz - elektryczne zapasy istnień,
czerwieniące się ostrzegawczo kiedy podchodzi się bliżej.
Porzucono w pośpiechu brewiarze monologów - instrukcje posłuszeństwa
powracając tym samym do liturgii pór roku - milczenia runicznych kamieni.
Dlatego zima między nami urasta do rozmiarów kontynentu,
dziewiczej krainy bez mebli do smażenia mięsa
i przyrządów do dekapitacji.
Możemy uwierzyć w taką wolność, okupioną izolacją
w zakładach przetwórstwa materii ożywionej,
w mieszkaniach bez klamek na ostatnich piętrach
termitier, pokoikach urządzonych jak cysterskie cele.
Możemy, choć powoli umykasz mi przez palce,
stajesz się coraz bledsza, jak farba za obrazem
- reprodukcją częstochowskiej ikony
którą sprzedaliśmy na aukcji, bo nie możemy mieć dzieci.
Dodane przez patron
dnia 07.10.2013 10:01 ˇ
3 Komentarzy ·
709 Czytań ·
|