Patrzcie, jak skacze, wywija
hołubce - kopytko raz, kopytko
dwa, aż swąd niesie po całej linie.
Oryginał, który się udał tatusiowi.
Kłania się nisko, różkami świeci.
Takie nieboże - jak u Prusa - którego
nawet piekło nie chciało.
I jeszcze Crissa udaje, z Angeles
Los - pojawia się, to znika,
ma na swym punkcie bzika
A garb rośnie, wciąż rośnie.
Zapomniał biedak w glorii in vacuo,
że liny czasami korodują. Na łeb, na szyję.
Ach, ta iluzja na psu brata kości.
Zostało bambino, które ledwo rzęzi
Oj, Wania, Wania. Udał się Wania.
Ciągle za piłką gdzieś się ugania.
|