o dziesiątej nad ranem i kawa. W towarzystwie kilku mężczyzn
i jednej kobiety upijam się, bez mleka. I wszystko byłoby dobrze,
gdyby nie myśli o odległej planecie, jej muzyka przychodzi
w nieoczekiwanym momencie, gdy mieszam kawę łyżeczką, składam
w kostkę całą przyjemność słonecznego poranka. Milczę, żeby
roztrzepać wszystkie kostki lodu, wysypały się na podłogę.
Co za radość, że koło nie jest
kwadratowe, że mój kot leży obok i nie opuści mnie, aż do chwili,
kiedy uśniemy razem. A rano słońce na moim kolanie i kawa,
którą piję w towarzystwie jednej kobiety i kilku mężczyzn. Pomyślałam
o Tacie, że całe to zamieszanie, bez cukru, mogło wytrącić go
z równowagi. Gryzę ziarenka kawy i pluję w najbardziej widoczne
miejsca, na biały obrus, na fotel. Tato, pomyśl
jak kołysałeś mnie do snu. A jeśli za chwilę, to będzie wczoraj, kiedy
nie umiałam pościelić słowa na łóżku - niełóżku, w nieładzie nocnych falbanek
i haftowanych chusteczek zaparzyłeś mi kawę, która nie szkodzi na sen.
Po małej drzemce nie będzie już odległej planety i kwadratowych kół
i moje myśli o Tobie przejdą przez pola i lasy,
uśmiechną się bez grymasu, z niedoskonałą rezerwą na przyszłe czasy. A Ty,
ze mną bądź, w mojej kawie bez mleka, z odrobiną cukru, na języku. Na moim
kolanie i w każdym miejscu jeszcze nienazwanym.
Dodane przez Szklanka
dnia 19.04.2012 22:08 ˇ
3 Komentarzy ·
578 Czytań ·
|