Rak zakotwiczył,
szczypce w tort wepchnął
aż po karapaks. Na odwłok
zabrakło czasu. Z trudem przełykam
papkę - bladoróżową słodycz.
Patrzysz, za oknem słońce
nieodpowiednie zimą - zielone.
Podeszło na tyle blisko, że
rozmywa przerzuty do płuc,
wątroby, bałwany.
Na krótkiej smyczy
ciągnąłeś mnie za sobą,
mały egoisto, cierpliwie,
ty mnie pod włos, ja ciebie z włosem.
Lubię spacery, są jak prezenty urodzinowe,
po których zostaje wspomnienie. Wziąłeś tak niewiele.
dając błysk szelmowskiego oka, zawsze będzie się szklić,
nawet gdy jadł będziesz z innej ręki.
A teraz schowaj język, na jakiś czas
umarłam
na nic twoje psoty.
Dodane przez Fart
dnia 23.01.2012 19:55 ˇ
13 Komentarzy ·
838 Czytań ·
|