Święty Filip - patron, nie wiem czego...
Miast, ulic brukowych, zwilgotniałych i bosych?
Obór, padoków i rozwianej grzywy.
Z galopem w głowie, z przeciągiem we włosach.
Kwadyrygent słońca, ten co trzyma cugle.
W studziennym podwórzu, w zaklasztornym murze,
kamyk mchem obrosły, czerwieniejącą skryty winoroślą.
W szczebiocie wróbli i w komarów chmurze...
Kiedy księżyc raczy z wysoka srebrzystym spojrzeniem
zajrzeć w matowe i ślepe okno oficyny,
to obrysuje swym światłem aż po zamyślenie - postać,
jak gdybym dumał wciąż tam za firaną,
o tym - czy odejść mam wreszcie, czy na zawsze zostać?
A odpowiedzi brak - na tak - postawione pytanie.
Parę spiesznych kroków przez podwórze.
Kamienne schodki z chłodną metalową poręczą.
Drzwi, ciche pukanie, szelest kroków na górze.
I ciemność do świtu przesunięta zbyt ciężką kotarą,
i koralowe pocałunki pachnące wiosną.
Takie pasieczne... W sam raz - na pożegnanie.
31122011
Dodane przez Kristoforus
dnia 01.01.2012 04:59 ˇ
7 Komentarzy ·
635 Czytań ·
|