Nie lubię maku, nie mogę się uśmiechać- ktoś mi raz mądrze
powiedział, odpływając w sinę. Sina była tym miejscem, w którym
trzy punkty o różnym zaczepieniu skóry, wtrącały małe haczyki
za żyłki- wiesz? Coraz częściej dotykam blizny ciepłą dłonią,
która co jakiś czas kojarzyła retrospekcję w filmie z przygryzaniem
policzków od wewnątrz; ale kiedy przeczułam, że nieoswojony kot
w tym samym czasie przestaje mruczeć- zrozumiałam, że kto robi
dobre uczynki na śnie, ten dostaje w zamian śmierć. Natenczas światło
nigdy nie gaśnie, a skóra nigdy nie blednie- buty na stół, chleb na stół.
Wszyscy chorzy chybili.
Dodane przez Łukasz Nycz
dnia 24.05.2011 12:16 ˇ
3 Komentarzy ·
605 Czytań ·
|