Musca domestica w ogrodzie Semiramidy
Mój raj utracony, ogród Semiramidy
niknie we mgle, blaknąc noc dogasa.
Pewnie kolec jakiś, wbity jeszcze przed zmierzchem,
wpłynął do kriobiegu i utknął w jednej z komór,
stygnącej i pokręconej jak dwunastnica - świadomości.
Niepewność, nabrzmiała balonową i włochatą muchą,
naprzykrzając się nawet pajęczej sieci,
szarpiąc jej nieme struny, brzęczy coraz słabiej,
monotonną, z rzadka przerywaną wokalizą - skargi.
Żaden pająk nie podejdzie ją znienacka, nie wysuszy.
Świtem, jakaś świtezianka r11; ogrodniczka
zgarnie dłońmi w gumowych rękawiczkach
ten cały teatr z ledwo wzeszłego krzewu malin
Z obrzydzeniem odrzuci na spokojnie oddychającą,
jeszcze spulchnioną snem glebę, nie doceniając zupełnie
przecedzoną - gęstą skroplinę rosianych łez,
i obcasem wdepcze owada w jej zdziwione ciało,
aczkolwiek przywykłe do pochłaniania wszystkiego.
(Co żywe w nim wzrośnie, co martwe użyźni.)
Przeczuwając, pewnie dlatego, tak usilnie
i boleśnie przepoczwarzam się w uwierający kamyk.
Liczę na gołą prawdę w pozycji stóp
Wyżej nawet nie śmiem podejrżewać.
11042011
Dodane przez Kristoforus
dnia 11.04.2011 10:49 ˇ
5 Komentarzy ·
667 Czytań ·
|