Virginia Campbell zginęła na Pacyfiku. Sprawdzona
w walkach w powietrzu i na ziemi. Wiatr dokonywał
cudów z jej fartuchem. Ziarna piasku grzały kieszenie,
trochę jak kasztany z targu w Gilbertsville.
Była matką, orką w zielonej Parce. Ted, zrób mi herbaty,
dolej soku z malin. Uciekam przed wrzaskiem Tsunami
na jednym z panamskich cumulusów. Palą się dzieci
w moich domach. Ja dawno przestałam już palić.
Okna miały zacieki, za szybami nie było oczu,
w krótkofalówce trzaski rozproszonych witraży
z zachodniej nawy kościoła Świętego Filipa.
Szczelnie zamknięte powieki odbiły tropikalne światła.
Zaciągnij się na pierwszy dziki statek, dokończysz
budowę falochronu, po drodze napiszesz nekrolog.
Dodane przez Bielan
dnia 31.03.2011 13:38 ˇ
0 Komentarzy ·
693 Czytań ·
|