Czy stryj wciąż pamięta ten zapach bzów polskich,
gdy bukiety ścinał aż do gołych krzaków?
i jak mailiśmy dom nasz dla radości,
a on się rozpływał miłością upadłą?
Pewnie stryj pomyśli - po cóż to wspominam?
Ot, taka mnie naszła zwyczajna refleksja.
A może, by światu zakryte wawrzynem
odkryć te radości, co ktoś nam odebrał.
Na skórze z kangura siedzę po turecku,
za oknem kurzawa; ni dzień to, ni noc,
a głowa mi ciąży od zaćmienia w sercu,
ze stu dni ostatnich, spleśniały dudni głos.
Pojąć nie potrafię tej zimy rozpaczy;
haitańskie plemię naznaczyła piętnem.
Cholerą w finale zaowocowały
modlitwy wznoszone, Bogu obojętne.
Albo ta tragedia u wybrzeży Stanów,
gdy ropy powstrzymać najlepsze techniki
nie mogły i marność kipiała z odwiertów;
śmierć zbierała żniwo u wrót Ameryki.
A później nad Polską w drodze do Smoleńska,
starych porachunków rozwarła się księga;
wypadły z niej wiersze, których nie potrafię
odczytać, bo smutek i rozpacz w nich wielka.
Aż nad tą tragedią wulkan znad Irlandii
zapłakał, rzucając z serca mgliste kwiaty;
pomieszane z łzami, migotały jak pstry
łupież, przez staruszka z brody wyczesany.
Myślę, stryj rozumie, istota tych treści
wyjaśnia przyczynę pozy mej magicznej;
Co jeszcze na sercu i na duszy leży,
niebawem stryjowi w liście znów opiszę.
Dodane przez viviana
dnia 16.03.2011 21:43 ˇ
4 Komentarzy ·
709 Czytań ·
|