Wóz zaskrzypiał pod ciężarem
a woźnica z batem w dłoni
bezmyślnie wpatrzony w zady
zaprzęgniętych w pojazd koni
Obok ucha z niego strzeli
gdy go któryś nie posłucha
końskie grzbiety aż parują
z nozdrzy zaś im para bucha
Machnie lekko od niechcenia
cmoknie gwizdnie wio zawoła
nie potrzeba ich ponaglać
by się zakręciły koła
Grzywą trzęsą i parskają
po swych bokach tną ogonem
mielą w pyskach stal wędzidła
rwą do przodu jak szalone
Wożą z pola okopowe
wkrótce przyjdą pierwsze mrozy
czas wypełnić puste kopce
by przechować w zimie płody
Zapach dymu się roznosi
rozpostarte wokół wstęgi
przeplatają się jak szale
białe niczym karty księgi
W gardła rozpalonych ognisk
wypalanych łętów śmieci
powrzucały w żar kartofle
wymazane sadzą dzieci
Przeskakują przez ogniska
ćwiczą kto otworzy oczy
i wytrzyma w żrącym dymie
lub przez płomień śmiało skoczy
Mają prawie czarne twarze
pełne ciepła i uroku
tylko białka oczu zęby
rozświetlają je po zmroku
Kiedy ogień już przygaśnie
i z popiołów wyjmą dary
smaki których nie zapomnisz
uwierz proszę to nie czary
Miną lata świat się zmieni
znikną konie dym ogniska
przywołajmy młodym przeszłość
ona jest nam taka bliska
Dodane przez jaceksenior
dnia 23.01.2011 07:53 ˇ
5 Komentarzy ·
789 Czytań ·
|